Pierwsze wrażenia z Gwatemali
San Pedro
Przyjechaliśmy tu trochę przypadkiem. Chcieliśmy ominąć Antiguę, a z drugiej strony zależało nam na miejscu stosunkowo blisko miasta Gwatemali, żeby nie spędzić całego dnia w autobusie. Padło na jezioro Atitlan, a ze wszystkich miasteczek wokół, na San Pedro. Czy żałujemy? Nie.
Nerf
Zostaliśmy tam dziesięć dni w hotelu Una noche con Mical. Hotel jest mały, ma tylko 5 pokoi, 4 na pierwszym piętrze, a piąty na tarasie. Swoją drogą, dobrze, że tam nikogo nie było, bo na tarasie była nasza palarnia. Właścicielem jest Nerf, ojciec Micali, na oko ośmiolatki i małego bobasa, którego imienia zapomniałam. Klimat bardzo rodzinny, a Nerf bardzo przyjazny. Zobaczycie go na filmiku.
Spacery
San Pedro da się przejść wzdłuż i wszerz w ciągu kilku dni, jak ktoś lubi chodzić, rzecz jasna. My lubimy. Wąskie uliczki, murale, szukanie drogi.
Miejscówki
W ciągu tych dni zdążyliśmy polubić pewne miejsca. Mieliśmy ulubioną kawiarnię ( Tornado’s Cafe), miejsce na brunch w sobotę (El Barrio) i restauracje (Shanti Shanti).
Było też kilka miejsc śmiesznych, kto oglądał ten wie:
I takich, które nas zawiodły, np. muzeum. Wcale nie było się tam łatwo dostać; przypadków spotkany turysta powiedział nam, że próbował się tam dostać od tygodnia, ale zawsze było jakieś święto czy coś i mimo, że drzwi były otwarte, nie można było zwiedzać, bo nie było pracowników. Jak nam się udało tam wejść, to szczerze mówiąc byliśmy zawiedzeni.
Więcej o tym, co nam się spodobało, na filmie. Tutaj dodam tylko, że po prawie dwóch miesiącach nasze opinie się pozmieniały i jak narzekałam na brak ciepłej wody w hotelu w San Pedro, to teraz tak naprawdę nie wiem, czy dobrze wszystko włączałam, i że trzeba było Nerfowi powiedzieć, że nie działa. A my chyba założyliśmy, że z tą ciepłą wodą to ściema i się myliśmy zimną. O innych rzeczach napiszę przy okazji kolejnych miejsc, w których byliśmy.