Przezwyciężając strach
Melbourne
Jak już pisałam, Melbourne nie zapisało się w mojej pamięci jako highlight wyprawy po Australii. Ale… Chodząc po mieście zobaczyłam ogłoszenie o skokach spadochronowych i stwierdziłam, to jest to. Namawiałam dziewczyny, żeby skoczyły ze mną. Ania powiedziała, że nie ma bata, ale że ze mną pojedzie. Ania bardzo chciała zrobić Great Ocean Road. Niestety nie udało się. Jak tylko dojechałyśmy do Melbourne musiałyśmy oddać wypożyczony samochód i z braku czasu, Ocean Road nie wypaliła. Ale mój skok częściowo zahaczał o początek tej drogi.
Kasia
Kasia na początku mówiła, że się zastanowi i tak na 80% skoczy ze mną. Potem, że skakać nie będzie, ale pojedzie z nami. No i koniec końców, nie pojawiła się na zbiórkę, więc pojechałyśmy z Anią same. Jeżu, jak dobrze, że Ania była ze mną, bo chcieć to jedno, a kontrolować strach do drugie. Dobrze, że też było dużo Chińczyków. Ich brak wyobraźni i potrzeby rozkmininania potencjalnych zagrożeń otrzymuje na duchu. Powracając do Kasi, po tym wydarzeniu, jak chcemy powiedzieć, że ktoś coś obiecuje, a nie wychodzi mu dotrzymanie obietnicy, mówimy: ‘umawiać się jak z Kasią na skoki’. 😉
Skok
Oczywiście, że się panicznie bałam. Zawsze się boję czegoś, czego jeszcze nigdy nie robiłam. Że się lina urwie, spadochron nie otworzy, ale przede wszystkim jak zareaguje moje ciało. Było wspaniale! Najlepszy moment – free fall, lądowanie trochę gorzej, bo mi się pasy wbijały w ciało i wpadłam w paranoję, że zapomnę nóg podnieść. No, ale jak będę miała okazję i pieniądze, to na pewno będę chciała skoczyć jeszcze raz. I dwa. I trzy…