Wyspa skarbów
Pomysł
Moim marzeniem od nie pamiętam kiedy było zobaczenie diabła tasmańskiego. Dlatego Tasmania. Od początku mówiłam dziewczynom, że w Australii możemy zobaczyć co tylko chcą i pojechać gdziekolwiek chcą, ale na Tasmanię musimy zostawić kilka dni. Trochę nam to przedrożyło sprawę, bo musiałyśmy lecieć. Lot był z Melbourne do Hobbart, ale zgodziłyśmy się, że to było najfajniejsze miejsce.
Hobart
Stolica Tasmanii, dom dla ponad połowy populacji Tasmanii, zostało założone przez Brytyjczyków jako kolonia karna. Położone przy ujściu rzeki Derwent, jest najdalej wysunięta stolicą prowincji w Australii. Nad linią horyzontu miasta dominuje góra Wellingtona.
Hobart służy jako centralny punkt i mekka turystyki w stanie Tasmania. Najczęściej odwiedzanym przez turystów miejscem w Hobarcie jest największe prywatne muzeum na półkuli południowej, czyli Muzeum Nowej i Starej Sztuki (MONA). Wiele lokalnych atrakcji turystycznych koncentruje się na historii skazanych Hobart czy historycznej architekturze miasta. Poza tym, z ciekawostek, Hobart jest domem dla niszowych producentów alkoholi, w tym Sullivans Cove Wiskey. Inne znaczące atrakcje turystyczne obejmują drugie najstarsze ogrody botaniczne w Australii, Królewskie Tasmańskie Ogrody Botaniczne, szereg muzeów publicznych i prywatnych, w tym Tasmańskie Muzeum i Galeria Sztuki oraz wspomniana już Góra Wellingtona.
Diabeł Tasmański
Jedno z moich ulubionych zwierząt, diabeł tasmański, to największy mięsożerny torbacz.Jeszcze 400 lat temu występował w całej Australii, dzisiaj żyje tylko na Tasmanii. Diabły tasmańskie słyną z wpadania we wściekłość, gdy są zagrożone przez drapieżnika, walczą o partnera lub bronią posiłku. Pierwsi europejscy osadnicy nazwali ich „diabłami” po tym, jak byli świadkami takich pokazów, jak obnażanie zębów, rzucanie się i szereg mrożących krew w żyłach gardłowych pomruków. Do tego, kiedy nie mają najlepszego humoru, to powtarzam za panią z sanktuarium, krew zbiera im się w koniuszkach uszu tak że te stają się czerwone. Wyobraźcie sobie, noc, busz, piekielne dźwięki i czerwone poświaty. Oczywiście, że dla europejczyków musiało to być coś istnie antyboskiego. Dźwięków diabłów możecie posłuchać w filmiku na końcu posta.
Najpierw w Australii psy czy dingo zaczęły wypierać diabły, potem ludzie uważając je za szkodniki wypijali bardzo skutecznie, a dzisiaj zagraża im straszna choroba. Szybko rozprzestrzeniający się rak twarzy diabła (DFTD), jest rzadkim zaraźliwym rakiem, który powoduje tworzenie się dużych guzków wokół pyska i głowy zwierzęcia, co utrudnia jedzenie. Zwierzę w końcu umiera z głodu. W rezultacie populacja diabłów Tasmanii spadła ze 140 000 do zaledwie 20 000, a gatunek jest obecnie klasyfikowany jako zagrożony przez Międzynarodową Unię Ochrony Przyrody.
Góra Wellingtona
Góra wznosi się na wysokość 1271 metrów nad poziomem morza i często jest pokryta śniegiem, czasem nawet latem, a niższe zbocza są gęsto zalesione, ale poprzecinane wieloma ścieżkami spacerowymi i kilkoma szlakami pożarowymi. Istnieje również zamknięta, wąska droga na szczyt, około 22 km od centralnej dzielnicy biznesowej Hobart. Na szczycie znajduje się oszklony punkt widokowy, co jest dosyć przyjemnie, bo o ile przez większą część wspinaczki jest gorąco (mówimy o lecie), o tyle tuż przed szczytem robi się bardzo chłodno. Ja miałam kurtkę i bluzę, a i tak wolałam siedzieć w tym pomieszczeniu. Dojazd jest prosty. Trzeba wsiąść do lokalnego autobusy jadącego do Fernando Tree np. z Franklin Square. Są też agencje oferujące podwózkę na sam szczyt i stamtąd jakiś trekking. Nie orientuję się w ich ofertach, bo my chciałyśmy wspiąć się same i tylko na Górę Wellington.
Port Arthur
Osada karna Port Arthur rozpoczęła życie jako mała stacja drewna w 1830 roku i szybko zyskała na znaczeniu. W początkowym dziesięcioleciu osadnictwa wyrąbano z buszu stację karną i powstały pierwsze manufaktury – stoczniowe, szewskie, kowalskie, drzewne i ceglane. W latach czterdziestych XIX wieku nastąpił utrwalenie przemysłowego i karnego charakteru osady, liczba skazańców przekroczyła 1100 osób.
Historia Port Arthur jest wyjątkowo ciekawa, i na pewno polecam wycieczkę do tego miejsca jeśli chcecie odwiedzić Tasmanię. Z Hobart to jakieś 90 minut drogi samochodem. I tu mała uwaga, w Hobarcie nie miałyśmy żadnych problemów z wypożyczeniem auta bez karty kredytowej i było o wiele taniej niż w Sydney. W Port Arthur, oprócz zwiedzania całego terenu i krótkiej wyprawy statkiem, można też uczestniczyć w aktywnościach z dreszczykiem. Oferują tam specjalne atrakcje typu ghost czy escape tour. Niestety zaczynały się koło 7 wieczorem i dziewczyny nie wyraziły jakieś ochoty, żeby ze mną w tym uczestniczyć, a argumentem dla nich było ‘nie chcemy jechać po ciemku’. Może następnym razem.
Royal Gardens
Królewskie Tasmańskie Ogrody Botaniczne w Hobart zostały założone we wczesnych latach kolonii, zaledwie 2 lata po Sydney, co czyni je drugim najstarszym ogrodem botanicznym w Australii. Ma wiele unikalnych kolekcji, w tym jedyną w Australii – sekcję flory subantarktycznej. Jest to przyjemne miejsce na relaksujący spacer. Ponieważ na terenie ogrodów nie można palić, zrobiłyśmy sobie przerwę przed wejściem i dzięki temu poznałyśmy bardzo miłego strażnika, który po godzinach pisze książki sci-fi. Zdjęcie powyżej.
Zatoka Wineglass
Wineglass Bay jest częścią Półwyspu Freycinet na wschodnim wybrzeżu Tasmanii. Znajduje się w Parku Narodowym Freycinet i jest uważana za jedną z dziesięciu najlepszych plaż na świecie. Położona w kultowym obszarze Hazards i otoczona różowymi granitowymi szczytami, Wineglass Bay jest najczęściej fotografowanym widokiem w Tasmanii. Jest to około 2,5 godziny jazdy na północ od Hobart. Pogoda może być nieprzewidywalna, ale wschodnia Tasmania jest nadal drugą najbardziej suchą częścią Australii po Australii Południowej. Na pewno plaża przy zatoce Wineglass jest jedną z tych, do której trzeba się trochę powspinać, żeby tam dojść. A może to lepiej, przynajmniej zimna woda tak nie przeszkadza.
Choroba
Niestety po kilku dniach na Tasmanii zauważyłam jakieś kreski, swędzące małe parszystwo. Myślałam, że to może po skoku spadochronowym. Wiecie, nie sądzę, że te kombinezony są prane regularnie, itp. Okazało się, że to nie była żadna alergia, tylko półpasiec. Miałam więcej szczęścia niż rozumu. Właściciel naszego cudownego hostelu polecił mi iść do apteki, zanim pójdę na pogotowie. Akurat trafiłam do nowo otwartej apteki, która też oferowała porady lekarskie. Jeszcze nie zaczęli tego robić, ale lekarz, z którymi współpracowali, przyszedł rządzić sobie gabinet. I mnie zbadał i dał receptę. Jeszcze trochę zajęło wychodzenie z tego, ale przynajmniej ominęła mnie wizyta w szpitalu.