Christchurch
Wylądowałam o około 18, do hostelu dojechałam pół godziny później i wyszłam na miasto zrobić rekonesans i jakieś zakupy. Ulice puste. Nikogo. W supermarkecie, jedynym czynnym sklepie o tej porze, jacyś dwaj podchmieleni kolesie. I nic. Pusto. Stwierdziłam, że po Azji, jest tu dla mnie za cicho i za pusto. Pierwsze wrażenie nie za dobre, ale nie przejęłam się tym, po następnego dnia jechałam do Greymouth.
Greymouth
W Nowej Zelandii niewiele rzeczy jest tanich, tak że przemieszczanie się po kraju autokarami nie stanowiło wyjątku. Jeszcze nie miałam odwagi spróbować autostopu, ale zdawałam sobie sprawę, że to pierwszy i jeśli nie ostatni, to przedostatni wypad autokarem.
Widząc Christchurch, największe miasto na Wyspie Południowej, nie miałam żadnych oczekiwań co do Greymouth. Co śmieszne, zostałam na noc w hostelu, w którym starałam się o wolontariat na WorkAwayu, ale go nie dostałam, bo już mieli komplet. I dobrze. Cieszę się, że tam nie zostałam. Powoli zaczęłam się przyzwyczajać do godzin otwarcia sklepów, restauracji, knajp. Powoli…
Plusem zostania w Greymouth była moja ostatnia podróż autokarem z Greymouth do Murchison. Nie wiem, czy to norma, bo podczas pierwszej podróży tak nie było, ale tym razem, pan kierowca po drodze opowiadam obok czego przejeżdżamy. Nie tylko to, zrobiliśmy ponad godzinny postój przy Pancakes Rocka, tak żebyśmy mogli wejść do parku i pozwiedzać.
Murchison
Z Pancakes Rocks do Murchison to już blisko. Okazało się, że jechałam w autokarze z Japonką, która też zaczynała wolontariat w tym samym hostelu, co ja. Ale o Murchison i hostelu będzie następnym razem.