U podnóża Himalajów
Shangrila
香格里拉; Xiānggélǐlā to miasto na północnym zachodzie Junnanu w prefekturze Deqen, która graniczy z Syczuanem. Tak naprawdę to miasto nazywało się Zhongdian, ale w 2001 zmieniono mu nazwę na Shangrila inspirując się powieścią Hamiltona ‘Zaginiony Horyzont’. Plan był taki, żeby zwabić tu więcej turystów. Żeby drugie takie Lijiang powstało.
Nieszczęśliwe wypadki
Rząd może sobie tworzyć 5-letnie czy 10-letnie plany, ale nigdy nie przewidzi wszystkiego. I w 2014 w antycznej tybetańskiej dzielnicy tego miasta, w Dukezong, wybuchł pożar. Ponad 200 budynków spłonęło i ponad 2000 mieszkańców musiało znaleźć sobie nowy dom. Około połowy starego miasta uległo zniszczeniu. Z chińskim rozmachem zaczęto jednak odbudowę miasta i już po roku otworzono nową starówkę dla turystów.
Zimno
O ile w Wąwozie Skaczącego Smoka pogoda pozwalała na krótki rękawek, tak pierwsze co odczułyśmy po wyjściu z autokaru, to przeszywające zimno. Shangrila jest położona na wysokości ponad 2700 m npm, więc musiałyśmy kupić jakieś porządne zimowe kurtki. Miasto to okazało się rajem podróbek znanych firm odzieży trekkingowej (około 100 juanów za sztukę).
Co robić?
Samo miasto jest proste w nawigacji, jest dużo wzgórz i miejsc na spacery. Więcej ciekawych miejsc, takich jak parki narodowe znajduje się relatywnie daleko od miasta, na tyle, że trzeba wykupić jakąś wycieczkę. Na to nie miałyśmy czasu, więc nasz czas w Shangrili spędziłyśmy włócząc się uliczkami i szukając świątyń czy bazarów.
Ser
W Chinach ser to towar eksportowany, ale nasza prowincja i pod tym względem mile zaskakuje. O rubinie nie wspominając, właśnie tutaj można zjeść biały ser robiony z mleka jaka. Jest przepyszny, coś w rodzaju naszego twarogu. Wiem, brzmi banalnie, ale tutaj to towar wyjątkowy!