Australijski road trip
Najważniejsze to umieć się adaptować
Nasz pierwotny plan optymistycznie zakładał, że w ciągu tygodnia dojedziemy z Sydney do Outback i stamtąd do Melbourne. Och, my naiwne. Nie da się. Po prostu. Zmieniłyśmy więc plan na trasę Sydney – Melbourne. Tu trzeba dodać, że Ania była jedynym kierowcą w naszej trójcy. Kasia nawigowała, a ja spałam. Taki sprawiedliwy podział ról. Już w Sydney miałyśmy mały problem, bo nie mogłyśmy znaleźć miejsca, które wypożyczyłoby nam samochód bez karty kredytowej. Pomógł nam zwariowany kolega, którego poznałam tydzień wcześniej w Murchison. Jaki ten świat mały. Kupiłyśmy namiot za $20, dokupiłyśmy akcesoria przydatne w tą piękną deszczową pogodę i ruszyłyśmy.
Mądry Polak po szkodzie
Ania prowadziła, ja przysypiałam, a Kasia mówiła gdzie jechać i sprawdzała pola namiotowe. Przy okazji znalazła fajny blog, gdzie autorzy opowiadali dokładnie o tej samej trasie, która my wybrałyśmy i przestrzegali przed odpowiednio wczesnym wyborze kempingu. Po niby wszystko się wcześnie zamyka i trudno coś znaleźć jak się za późno zacznie szukać. Przestrzegali, bo ich to notorycznie spotykało.
To jest Australia, tam nie jest tak, że pole namiotowe jest jedno przy drugim. A poza tym, wszystkie bezpłatne kampingi odpadały, bo naszym samochodzikiem byśmy tam nie dojechały (drogi przez las, z wertepami, dziurami i wystającymi korzeniami). Jak Kasia nam przeczytała ten artykuł, wszystkie zgodnie krzyknęłyśmy: ‘Nie, nam to się nie przydarzy. Teraz wiemy jak to tutaj wygląda, to jak tylko gdzieś dojedziemy, będziemy zajmować miejsce na namiot i potem będziemy zwiedzać”. No i … co noc miałyśmy ten sam problem. Przyjeżdżałyśmy za późno. Co noc był problem z noclegiem.
Kangury
Nam kangury wydają się egzotycznie słodkie, dla kierowcy to przekleństwo. Dlaczego? Bo są nieprzewidywalne i jak myślisz, że odskoczą w lewo, to one nie, w prawo, i tak w koło Macieju. Australijczycy mówili Ani, żeby się nie przejmowała i jechała na nie. Jak będą mądre to odskoczą. Łatwiej powiedzieć niż zrobić. Do końca jazdy po Australii, miałyśmy paranoję, że jakiś kangur desperat wyskoczy nam pod samochód. Na szczęście nic takiego się nie zdarzyło.
Kangury też były wszechobecne na polach namiotowych. Google jest przydatny, ale zbytne sprawdzanie informacji może mieć negatywne skutki. Otóż i Kasia i Ania, posprawdzały jak to sprawa z pająkami, insektami, wężami i tego typu zwierzaczkami wygląda w Australii. I Google im powiedział, że np. zanim się gdzieś usiądzie to trzeba obadać owo krzesło z każdej strony, popukać, otrzepać. No i dziewczyny nawet w Sydney to robiły, żeby mieć pewność, że żaden pająk ich nie zaatakuje. Kolejną sprawą były kangury. Któraś z nas wyczytała, że kangury są terytorialne i że im w oczy nie można patrzeć, bo wtedy im się włączy syndrom kangura Rogera i będą bić delikwenta jak Gołota na ringu.
Pierwsza noc pod namiotem
Kiedy wielkim szczęściem pani pozwoliła nam zostać na swoim polu namiotowym chociaż była 17:59 a ona właśnie kończyła pracę, tylko rozłożyłyśmy namiot, a zaczęło pada. Tutaj mała uwaga, wiem, że na filmiku wygląda jakbym nie nie robiła, ale to Ania i ja rozłożyłyśmy ten namiot. Swoją drogą nocleg na polu kosztował nas dokładnie tyle co pokój w akademiku w Sydney. Miałyśmy prowiant i wino, znalazłyśmy miłe miejsce na degustację.
Gdy pierwsza butelka się skończyła, ktoś musiał się kopnąć do samochodu po drugą. Padło na Anię. Nie minęło 10 sekund, wraca Ania, bez butelki, za to ze strachem w oczach, i mówi, że ona nie może przynieść tej butelki, bo wielki kangur czyha między naszym namiotem a samochodem. Poszłyśmy więc we trzy. Kangura już nie było.Takich sytuacji było więcej. Teraz mogę powiedzieć, że podczas całego pobytu w Australii nie zostałyśmy zaatakowane przez żadne zwierzę.
Couchsurfing
Oprócz namiotu była opcja z couchsurfingiem. Raz po drodze ktoś przyjął naszą prośbę, podjechałyśmy, a tutaj co? RV. Mężczyzna wieku średniego i pies, ten z gatunku przyjaznych. Mężczyzna mówił po angielsku tak, że dziewczyny oddelegowały mnie do rozmowy, bo to na moje konto couchsurfingowe było. Pan mi opowiedział, jak doszło do tego, że mieszka w RV. Że ma dość systemu, kredytów, podatków, i że była żona chciała go puścić z torbami, itp. Skutek bycia poza systemem był taki, że co noc musiał znajdować jakieś nowe miejsce, gdzie by mógł nielegalnie zaparkować swój wóz. I tak zostałyśmy wywiezione w las pod okolicznym małym lotnisku. Zajęłyśmy cały salon/jadalnię. Ania i ja spałyśmy twarzą do drzwi i widziałyśmy, że nasz gospodarz zostawił drzwi otwarte na oścież. Na szczęście Kasia nie była świadoma tego faktu, bo by w życiu nie zasnęła wyobrażając sobie jakie robactwo by mogło wejść do środka i jaką nam krzywdę zrobić.
Trasa
W jakich miejscach się zatrzymałyśmy i co zwidziałyśmy po drodze na filmie:
https://goo.gl/maps/BL1UtpgP45dTzCAQ8