Mercados, ulice i ich jedzenie.
Co się udało zachować dla wieczności
Meksykańskie jedzenie poza Meksykiem, a to na miejscu
Na temat meksykańskiej kuchni każdy ma jakieś wyobrażenie, oscylujące mniej więcej wokół tacos, fasoli, kukurydzy i papryczki chilli. Wiadomo, generalizacja. My też mieliśmy wyobrażenia, które bardzo szybko skonfrontowaliśmy z rzeczywistością i ta rzeczywistość okazała się nawet lepsza niż to, co sobie o niej myśleliśmy.
Głód chleba
Ale to dlatego pewnie, że po kilku miesiącach w Gwatemali, trudno by było, żebyśmy nie zasmakowali w meksykańskim street foodzie. I tu muszę jeszcze napomknąć o wrażeniach koleżanek, które były w Meksyku pół roku wcześniej – w skrócie, niezadowolone; a także podróżników spotkanych w Gwatemali. Mówiono nam przede wszystkim o taco al pastor (wieprzowina z ananasem na tortilli) albo o dziwnych połączeniach (np. nutella z serem). Nikt za to nawet nie wspomniał o TORTAS!!!!
Odkrycie roku
Przy meksykańskich tortas Subway może się schować! Grillowana bułka z mięsiwem zrobionym tak, że na sam widok ślinka leci, a do tego guacamole, warzywka, ostre sosy czy inne dodatki. I tak, my, pod względem chlebowym, Polacy z krwi i kości, pozbawieni porządnej pajdy chleba od kilku miesięcy, w Meksyku żyliśmy na tortas. Paweł mógł je jeść na śniadanie, obiad i kolację. Ja sobie racjonowałam. Ale kto by jadł tacos, jak ma do wyboru tortę?
Oaxaca
Nie bez przyczyny czekałam na Oaxakę, żeby trochę napisać o meksykańskim jedzeniu. Oaxaca bowiem słynie z wyjątkowo dobrego jedzenia, jest nazywana kulinarną stolicą Meksyku, szczególnie dzięki wyjątkowym sosom, tutaj znanym jako mole, oraz różnego rodzaju plackom. Próbowaliśmy nawet znaleźć wszystkie pokazane w netflixowskiej serii punkty, żeby sprawdzić, czy są rzeczywiście takie super, znaleźliśmy jeden, “plackarnię” przy Santo Domingo i było ok… Zdecydowanie bardziej smakowało nam żarełko na mercados. A i ceny były przyjemniejsze i turystów brak!!!
Mercado mercadowi nierówne
Jeżu, ja to nigdy nie zrozumiem, jak ludzie chodzą po tych wszystkich miejscach i płacą za kukurydziany placko-specjał ponad 100 pesos, jak na Mercado nie kosztuje on nawet 20, a nie raz nie dwa, jest smaczniejszy. Przy Zocalo są dwa mercados, Benito Juárez i 20 de Noviembre, a przy Santo Domingo – Mercado Organico La Cosecha, takie specjalne pod turystów czy ekspatów. Strasznie mi się nie podobały. Nic ciekawego.
Największe, Central de Abastos de Oaxaca
Rozumiem za to, że można się trochę obawiać Mercado centralnego, bo to jest ogromny labirynt, w którym bardzo łatwo się pogubić i natknąć na lokalnych dziwaków, co nie dla każdego jest atrakcją, ale klimat warty chwil zwątpienia czy strachu. Co do cen, żadne inne miejsce ich nie pobije. Jedno taco, powiedzmy średnia cena w centrum to 25 pesos, a na bazarze centralnym 5. Tutaj zjedliśmy słynne oaxakańskie tlayudas za 22 pesos (cena w knajpie do ponad 100, a koło nas, na ulicy, przypominam, na zadupiu, 80).
Najprzyjemniejsze, Centenario
A my, dzięki naszym kochanym gospodarzom, odkryliśmy Mercado Centenario, rzut beretem od Plaza de La Danza. Yaneth i Efrain zabrali nas na wyżerkę, i już dokładnie nie pamiętam jakie placki tam jedliśmy, bo empanada, quesadilla,marmelita, gringa, itp itd, to w Oaxace, co innego znaczą, niż w pozostałych częściach Meksyku czy innych krajach Ameryki Łacińskiej. W każdym razie, jedliśmy aż uszy nam się trzęsły, było przepysznie i bardzo lokalnie. Polecamy!
Zestawy obiadowe
Poza takimi wypadami na mercados i nałogowym pożeraniem kanapek, chodziliśmy też na danie dnia. Nie ma nic bardziej lokalnego. Jak dla mnie jest to opcja całkiem całkiem. Pojem, zupka jest i drugie zazwyczaj spoko, plus dużo picia i mini deser. Wiadomo, nie zawsze był to strzał w dziesiątkę, wszystko zależało od jadłodajni, ale trafiły nam się porządne obiady prawie jak na stołówce w szkole. ;D
Koszt ok 60-70 pesos.
Bamby, ale nie jelonek
Bamby to taka piekarnia w centrum Oaxaki, trochę pachnąca mi starymi sklepami Społem, z tradycjami, normalnymi wypiekami meksykańskimi. Żadnych tam cudów bezglutenowych, czy chleba z oregano się nie znajdzie. Prosto, tanio i zazwyczaj smacznie. Wiadomo, kwestia gustu. My tam znaleźliśmy kilka specjałów: coś w rodzaju pączków z nadzieniem budyniowym, dla Pawła ciacha prawie, że z ciasta francuskiego, poza tym kruche ciacha oraz zwykłe bułki i zjadliwe bagietki. Nie wiadomo jak bardzo się nie staraliśmy ograniczyć jedzenie wyrobów mącznych, z Bambi wychodziliśmy z torbami pieczywa i ciastek.
smacznie było, ach smacznie!
Nawet chyba sobie sprawy nie zdawaliśmy, jak smacznie, porównując do reszty regionu:)
nawet nie wiedzieliśmy, jak smacznie, dopóki nie wróciliśmy na tereny Gallo pinto ;P
raz jeszcze, przepyszne!
Dziekuje 🙂