Gorące źródła po chińsku
Anning
O deszczowym lecie w Kunmingu pisałam już wcześniej, a także o tym, co można zrobić kiedy łaskawie wyjdzie słońce. Dzisiaj czas na opcję: pogoda nie za dobra, chcemy wyjechać z miasta, ale nie możemy za daleko. Jednym z rozwiązań tego algorytmu jest Anning, miasteczko oddalone zaledwie 28 km od Kunmingu. Dostać się tam dość prosto, są dwa autobusy/autokary z centrum miasta. Tutaj przestroga- autobus numer 17 jedzie do miasteczka, a 18 tam, gdzie wybiera się większość turystów, do gorących źródeł. My, mimo że wiedzieliśmy o tej drobnej różnicy, tak się zakałapućkaliśmy na dworcu, że wsiedliśmy do nieszczęsnej 17-stki. Nic to strasznego, straciliśmy tylko trochę czasu na czekanie na kolejny autobus, tym razem miejski, jeżdżący już z dużo większą częstotliwością niż te autokary z Kunming.
Nie tylko gorące źródła
To była dopiero moja druga wizyta w annińskich gorących źródłach, dzięki temu wiem, że można tam również wejść na górkę, zwiedzić wspaniała buddyjską świątynię. Tym razem jednak nie mieliśmy za dużo czasu, skupiliśmy się więc jedynie na wymoczeniu swych ciał i zapomnieniu o szarudze kunmińskiego lata.
Wspomnienia
Po raz pierwszy do Anning pojechałam w maju 2017 roku. Pojechaliśmy wtedy z grupą znajomych, właściwie kółko polskie plus nasza ukochana Coral, Chinka. Zostawaliśmy tam na dwa dni i dzięki Coral udało nam się wynająć całą chatę, z małym gorącym basenem, dla nas. Oczywiście miejsce to nie miało licencji na przyjmowanie obcokrajowców, ale kto jak kto, Coral potrafi załatwić prawie wszystko. Mieliśmy wtedy więcej czasu na zwiedzenie tej części Anning. Piszę tej części, bo to ‘prawdziwe’ miasteczko z ‘normalnym’ życiem jest trochę dalej. W części ze źródłami jest znacznie spokojniej i nawet znalazłam całkiem przyzwoite trasę na poranny bieg.
A jeśli gorące źródła?
Tym razem, celem głównym i jedynym, były gorące źródła.
Słowo wyjaśnienia – w Anningu można znaleźć sporo ośrodków spa, gdzie jest naturalna woda termalna (o pięknym zapachu siarkowodoru), ale miejscem cieszącym się szczególną popularnością jest Jinfang Forest Spa, park rodzinny z 67 oczkami wypełnionymi gorącą (często zabarwioną) wodą, zjeżdżalniami, toaletami w butach, statkiem piratów, basenami – a wszystko to na świeżym powietrzu w lesie. Dobra, kicz, wiem, ale czasami warto.
Ceny
Ceny do leśnego parku różnią się w zależności od dnia, czyli w ciągu tygodnia taniej, weekendy, święta drożej. My pojechaliśmy tam we wtorek i było pustawo, co akurat w takich miejscach jest błogosławieństwem. Chcecie zobaczyć, jak to wygląda? Zapraszam!
1 thought on “Anning”