Praca na wakacje
Rabyah
Rabyah nauczyła mnie bardzo dużo. I znowu, jakie to zadziwiające ile człowiek może się nauczyć w ciągu trzech niesamowicie intensywnych tygodni, pracując sześć dni w tygodniu po dwanaście godzin dziennie, ledwie mając czas odetchnąć. Pomysł na bycie nauczycielką angielskiego, w Anglii, na językowym kursie wakacyjnym, podsunął mi mój nauczyciel. Jeszcze zimą aplikowałam tam, gdzie on był dyrektorem od spraw nauczania, jednak nie odpowiedziano na moje CV. Jednakże, z wrodzonym optymizmem, stwierdziłam, że się nie poddam i spróbuję znaleźć jakąś pracę na lato, tak żebym miesiąc mogła pracować i zarobić na wakacje w sierpniu. Niewiele czasu zajęło mi znalezienie ciekawych ofert i cztery rozmowy kwalifikacyjne później mogłam wybrać najciekawszą. Wybór padł na szkołę w Brystolu, umowa zapewniała pracę na trzy tygodnie, a także wyżywienie i mieszkanie. Dobrze wygląda jeśli cudzoziemiec uczy angielskiego w Anglii.
OISE
Praca okazała się być jedną z najtrudniejszych w moim życiu, zarówno ze względu na godziny pracy, jak i na wysiłek wkładany każdego dnia w przygotowanie lekcji na dzień następny. Z grona nauczycielskiego, a było nas siedemnaścioro, tylko z Rabyah udało mi się nawiązać kontakt. Po pierwsze, moja nieśmiałość utrudniała rozmowy z brytyjskimi dwudziestolatkami, którzy raczej przyjechali do Brystolu ze względów towarzyskich. Po drugie, trudno mi było znaleźć jakikolwiek wspólny mianownik między nami. Rabyah w całym tym tłumie się wybijała. Pamiętam pierwszy dzień w szkole, dzień przed przyjazdem uczniów mieliśmy wprowadzenie i trening. To był mój trzeci dzień w Brystolu, i w Europie generalnie rzecz ujmując.
Przyleciałam prosto z Chin. Heathrow, autokar do Brystolu, na miejscu po trzeciej w nocy, taksówka do mojego gospodarza z Couchsurfingu – Neila, który okazał się nad wyraz miłym nauczycielem nauk przyrodniczych. Pierwszy dzień – mnóstwo spraw do załatwienia, wszystko to, co zepsuło się w Chinach musiało zostać zastąpione nowym sprzętem. Neil pomógł mi w zakupach elektronicznych i odwiózł do mojego miejsca pracy, które przez najbliższe trzy tygodnie miało być także moim domem. Swoją drogą, jeszcze jako nastolatka, marzyłam o nauce w szkole z internatem. Oczywiście, marzenie to nigdy nie zostało spełnione, ale praca i mieszkanie w dormach z uczennicami sprawiło, że czułam się tam trochę tak, jakbym była jedną z nich. Dwadzieścia lat młodsza.
Pierwszy dzień
Wracając do naszego pierwszego dnia – siedzieliśmy już w sali, zdążyłam się przedstawić Oliwii i Samowi siedzącym po mojej lewej i prawej stronie. Duncan, Szkot, dyrektor ds. nauczania, zaczął opowiadać o instytucji nas zatrudniającej i powoli przechodził do gier i zadań mających ułatwić integrację kadry nauczycielskiej, kiedy to nonszalancko weszła Rabyah, mimochodem rzucając: „przepraszam za spóźnienie”. Nie wyglądała, jak reszta „młodzieży”. Nieco niestaranny, cygański wygląd, dużo kolczyków, tatuaże, hinduskie lub pakistańskie, na pierwszy rzut oka, pochodzenie.
Trzy tygodnie w Anglii, długie rozmowy z Rabyah, otworzyły mi oczy na problemy społeczne na przykład rasizm, nie ten oczywisty, ale ten tkwiący w małych gestach, w języku; nietolerancja, seksizm, wykluczenie. W każdym razie, zobaczyłam ją i wiedziałam, że to będzie moja serdeczna dusza na tym obozie letnim. I nie myliłam się ani trochę. Mój pokój był zawsze otwarty i zapraszający na kawę, herbatę, wymianę myśli, pomysłów na lekcje, zwykłe babskie pogaduchy.
Długo rozmawiałyśmy również o miłości, o złamanym sercu, o cierpieniu, jakie przeżywamy przez tych, którzy znaczą dla nas najwięcej. I o tym, jak sobie radzić. Gdzie znaleźć w tym wszystkim siebie, szacunek do siebie, kiedy powiedzieć dość i odejść; kiedy wybrać siebie i swój spokój, harmonię i szczęście. Jak zacząć postępować tak, żeby na każdym kroku wiedzieć ile jest się wartą, jak dobrą się jest i że nie powinno się marnować czasu dla kogoś, kto tego nie widzi lub po prostu to wykorzystuje.
Bardzo często towarzyszyła nam w tym poezja, głównie Rabyah odkrywała przede mną nieznane utwory współczesnych poetek amerykańskich czy azjatyckich. Jedną z nich, której twórczość wywarła na mnie największe wrażenia, jest Nayyirah Waheed. Opublikowała ona dwa tomiki poezji i cieszy się opinią najpopularniejszej poetki na Instagramie. Jej twórczość, którą można zobaczyć we wszelkich social mediach, jest znana ze swego minimalizmu, lapidarności i bycia niezwykle poruszającą, dotyka przede wszystkim tematów takich jak miłość, tożsamość, rasa i feminizm.
Poezja
Jeden z moich ulubionych wierszy Nayyirah opowiada o uwolnieniu się od związku, w którym jest się ranionym, bo druga osoba nie jest gotowa.
NAYYIRAH WAHEED
Someone can be madly in love with
You. And still not be ready. They can
Love you in a way you have never been
Loved. And still not join you on the
Bridge. And whatever their reasons
You must leave. Because you never
Ever have to inspire anyone to meet
You on the bridge. You never ever
Have to convince someone to do the
work to be ready. There is more
Extraordinary love. More love that you
Have ever seen. Out here in this
Wide. And wild universe. And there is
The love that will be ready.