Menu
Matalata
  • Blog
  • Kategorie
    • Afryka
      • Maroko
    • Ameryka Środkowa
      • Belize
      • Gwatemala
    • Ameryka Południowa
      • Boliwia
      • Chile
      • Kolumbia
      • Peru
    • Ameryka Północna
      • Dominikana
      • Kanada
      • Kuba
      • Meksyk
    • Australia i Oceania
      • Australia
      • Nowa Zelandia
      • Vanuatu
    • Azja
      • Chiny
      • Indonezja
    • Europa
      • Wielka Brytania
    • Film
    • Życie w podróży
  • Współpraca
  • Kontakt
Matalata
Merida nocą

Klątwa Meridy

Posted on September 18, 2022March 23, 2025

Deszcz, kałuże i strumienie

Merida to stolica prowincji Jukatan i, z prawie milionem mieszkańców, zdecydowanie największe miasto na półwyspie. Jedno z miast o najlepszej jakości życia w Meksyku i jedno z najbezpieczniejszych. Samo historyczne centrum Meridy jest trzecim co do wielkości na kontynencie, a liczba muzeów, galerii i innych placówek związanych z kulturą sprawiają, że jest to jedno z najbogatszych kulturowo miast w regionie.

Kiedy pada deszcz, deszcz, deszcz

Możecie sobie wyobrazić, ile mieliśmy planów związanych z tym miastem. Tymczasem z czym mi się kojarzy (i będzie pewnie kojarzyć do końca życia) Merida?

Merida, kałuże na ulicach
Jedne ulice lepiej sobie radzą,

Merida kojarzy mi się z jednym – wodą. Wodą z nieba, która godzinami nie spływa ulicami, tylko tworzy rzeki i znacznie uprzykrza życie ludziom. Wodą po kostki, po łydki, wodą zdzierającą obuwie z nóg, wodą skutecznie przedzierającą się przez wszystkie niby wodoodporne powierzchnie.

a inne gorzej…

Ten post będzie o tym, co tam przeżyliśmy w tej cudownej Meridzie, a niekoniecznie o tym, co można by zobaczyć. Zacznijmy od przyjazdu. 

Plusem dużego miasta jest…

Z Valladolid do Meridy to tylko 160 km, czyli dojechaliśmy po 3 godzinach. Po wyjściu z vana na Calle 52, jednej z wąskich, zatłoczonych ulic centrum, poczuliśmy na własnej skórze, że Valladolid to już nie jest. Trzeba było użyć trochę łokci, żeby przebić się przez tłumy, sprawdzając przy okazji mapę, no bo nie ma niczego łatwiejszego niż zgubienie się w obcym mieście. Jak tylko udało nam się przejść przez dziesiątki osób czekających na autobusy zobaczyliśmy jakąś małą knajpkę i zatrzymaliśmy się na przepyszne meksykańskie tortas, tym razem były ze schabowym. Pycha. 6zł nas kosztowała jedna. 

ulica, Merida
Bo takie właśnie są ulice mego miasta

Gdzie ta architektura kolonialna

Z trochę lepszymi humorami ruszyliśmy w drogę, w końcu do hostelu La Ermita mieliśmy jeszcze dwa kilometry. I to, co mijaliśmy po drodze nie podobało mi się ani ani. Wiadomo, pierwszy spacer przez miasto, najkrótsza droga do hostelu, to nie będziemy nadrabiać drogi, żeby jakieś zabytki zobaczyć. Nie, ale myślałam, że większość uliczek w centrum historycznym będzie przyjemniejsza. Mieliśmy nadzieję jeszcze na jakąś kawę po drodze, a tu tylko małe tiendy, sklepy z butami i inne takie. 

Przerwa na kawę

Gorąc dokuczał, szło się długo. Zrobiliśmy sobie krótki postój przy Parque de San Juan. Patrząc na kolonialny żółty kościółek w te pędy przejrzałam mapę okolic, żeby jednak znaleźć jakieś miejsce, gdzie byśmy sobie chwilę odpoczęli z kawą i papierosem. Coś znalazłam. Co prawda kafejka w hotelu, takim lekko ąę, ale kawa przyzwoita, miła obsługa i pozwolili nam palić (Green Bag Coffee). Tak nam się zrobiło wygodnie, że się rozpiliśmy tej kawy, myśląc “eee, został nam tylko kilometr, to nie ma się gdzie śpieszyć”.

San Juan, nocny market
Nocna wyżerka, park San Juan

Niemiłe skutki za długich przerw

I się zaczęło. Ulewa. Myśleliśmy, że szybko przejdzie, ale minuta po minucie nie dość, że nie przechodziło, to jeszcze bardziej lało. Kilometr kilometrem, ale może lepiej byśmy podjechali? Patrzymy, a tu ceny ubera skaczą co 5 minut w górę, tak że daliśmy sobie spokój z podwózką. Kilometr za 50 zł, no kto by pomyślał. Co, my nie damy rady? To tylko deszcz i kilometr. Pewnie, że damy. Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, co znaczy deszcz w Meridzie, a przynajmniej w jej historycznym centrum. Owszem, daliśmy radę. W końcu. Ale tak padało, że nie miałam jak sprawdzać drogi; jezdnie, chodniki były tak zalane, że nie było mowy o tym, że da się cokolwiek przejść bez zalania butów trekingowych za kostki, no i nigdzie nie było żadnych daszków czy czegoś do schronienia się choć przez chwilę. 

Street food, Merida
Godziny po deszczu

Empatia

Jak doszliśmy do hostelu, koleś z recepcji jakby w ogóle nie zauważył, że nie mamy niczego suchego, ani na sobie, ani w naszych plecakach, tylko się przyczepiał do formalności. Wszystko od razu, tu i teraz. “Nie, nie możecie iść do pokoju, proszę paszport i pieniądze.” Trochę mnie to poirytowało, bo jedyne o czym marzyłam, to gorący prysznic, czy chociażby szybkie przebranie się w coś mniej mokrego. Takie strasznie negatywne wrażenie to wszystko na mnie zrobiło, że najchętniej wyjechałabym z tej Meridy już, natychmiast.

Potop potopem, ale jeść trzeba

Ale mieliśmy jeszcze niecałe dwa dni. Plecak Pawła okazał się lepiej przygotowany na ekstremalne warunki pogodowe, mój chyba stwierdził, że trochę wody nie zaszkodzi. Wszystko było mokre. W naszym dormie zrobiłam wystawkę z wszystkich swoich rzeczy licząc na to, że przed wylotem jakoś to przeschnie. Przeschło, mniej więcej. 

knajpa, Merida

Deszcz ustał, na chwilę. Rzeczy się suszyły, a my zgłodnieliśmy. Był już wieczór, pan na recepcji zmienił się na bardziej sympatyczną i empatyczną panią, która nam powiedziała gdzie można zjeść o tej porze w okolicy. No i okazało, się, że tuż przy hostelu mieliśmy mnóstwo knajpek z jedzeniem ulicznym. Tortas, empanadas, quesadillas i inne placko-tortille z różnym nadzieniem. 

piekarnia, Merida
Piekarnia, jedna z wielu

Fiesta musi być

Syci, poszliśmy w stroną Plaza Grande, po drodze mijając piekarnie, kupując przeróżne ciastka na później (strasznie wygłodniali ciastek i pieczywa po Gwatemali byliśmy) i tak trafiliśmy na fiestę  na placu głównym.

Nie wiadomo z jakiej okazji, co dokładnie, do której, itp, ale ludzi było co niemiara, policji patrolującej adekwatna ilość, muzyka oraz tańce. Taka regularna impreza w środku miasta. Połaziliśmy trochę, aż poczuliśmy, że wcześniejsze zmoknięcie oraz przemarznięcie daje się we znaki, więc wróciliśmy do hostelu.

Plany

Hostel, jak mówiłam, pierwszego dobrego wrażenia nie zrobił, ale z czasem okazał się fajny, a to tylko dzięki ciekawej grupie ludzi, którzy w nim mieszkali (większość długoterminowo). Ale nie o tym chciałam. Drugiego dnia mieliśmy w planie szybki wypad do Homun, a potem z dwa muzea i dokładniejsze zwiedzanie centrum. Po co jechać do Homun i o naszych wrażeniach napiszę jutro, dziś dokończę naszą przygodę z Meridą.

Merida, ludzie czekający na autobus wieczorem
Czekając na autobus

Jeżu… Powtórka z rozrywki?

Przez cały poranek i wczesne popołudnie pogoda była piękna. Jak tylko wróciliśmy z Homun do Meridy, zaczęło lać. Znowu. Nic to, to tylko deszcz. Ciepło jest, nastroje plażowe są, to czy mokrzy od wody z cenoty, czy od tej deszczowej, jaka to właściwie różnica? Nasza determinacja była duża. Cel – muzeum sztuki popularnej. Idziemy. Woda w ulicznych rzekach już przybrała. Nurt stawał się coraz silniejszy. Co raz ciężej było stawiać kroki, bo kto był w Meksyku, ten wie, że chodniki nie należą do najrówniejszych i że dziura tu, dziura tam, to normalka. Ale nie poddajemy się, idziemy. I tu nagle klops. Paweł był w klapkach, a nurt wody był tak silny, że zerwał mu klapki ze stóp. 

Żółty van przy Mercado San Benito w Meridzie
Wszystko mokre

Na ratunek Oxxo

Na OszoOszo zawsze można liczyć. Oni wszystko mają, klapki też. Tylko trzeba było znaleźć jakieś najbliższe i jakoś na bosaka do niego dojść. To cud, że w tej brudnej wodzie, nie widząc, co się kryje na dnie, Paweł nie nadepnął na nic i się niczym nie skaleczył. Klapki zostały kupione, deszcz nie chciał przestać padać, a ostatnich 200 metrów do muzeum nie pokonaliśmy. Klima w OszoOszo, my zmoknięci, ja wkurzona na cały świat, kichając stwierdziłam, że mam gdzieś sztukę popularną, że ja wracam do hostelu.

Merida wieczorem
Miasto zwiedzało się wieczorem, kilka godzin po ustaniu deszczu

Dlaczego klątwa Meridy?

Najpierw kilka uwag ogólnych. Mieszkaliśmy w Kunmingu, gdzie lato jest baaardzo deszczowe. Też czasami zaleje jakieś ulice, nawet te największe. Ale, nie wiem, szybciej to spływa? ludzie wiedzą, pora deszczowa, parasole są, kalosze, peleryny. A tu, w Meridzie, ludzie sprawiali na nas takie wrażenia jakby byli zaskoczeni, że kolejne oberwanie chmury i że kajak byłby lepszą opcją niż autobus. Prawie nikt nie miał parasola; nikt kaloszy czy peleryn przeciwdeszczowych. Zaczynało lać, to szukali jakiegoś daszka i czekali ze spokojem na twarzy. A to nie tak, że mieliśmy pecha. W Meridzie naprawdę dużo pada, tylko czerwiec-lipiec są bardziej suche. Deszcz równa się zalaniem wielu ulic w centrum. Dziwne, że władze miasta nic z tym nie robią, a ludzie wolą ściągnąć buty i iść boso niż pokombinować z kaloszami/kajakami. Ech…

okolice hostelu La Ermita w Meridzie
Hostelowe okolice

Łatwiej powiedzieć niż zrobić

Woda na ulicy czy w stronę muzeum, czy w stronę hostelu była taka sama. Chyba tylko wizja tego, że po tej drugiej stronie czeka łóżko i ciepło nadawała jej więcej wartości. Ale żeby nie było, że kompletnie nam deszcz pokrzyżował plany, weszliśmy do Museo Casa Montejo, domu z XVI wieku zamienionego w muzeum.

Część mieszkalna, nie powiem, ciekawa. Nie ma to jak zobaczyć dom konkwistadora i to jak sobie mieszkały kolejne rodziny po nim. Zastawiony stół, piękne meble sprowadzane z Europy i takie tam. Ale w Casa Montejo są również wystawy sztuki i my trafiliśmy na coś, co nam się bardzo spodobało, mianowicie fotografie meksykańskiego artysty, Armando Salas Portugala, z jego jukatańskich podróżach w 1946 roku. Zobaczyliśmi między innymi jak wyglądała Chichen Itza 70 lat temu.

Meksykańskie kebaby

Tak czy inaczej, polecam. Muzeum jest teraz własnością banku i wstęp jest bezpłatny. Po nakarmieniu duszy przyszedł czas na ciało. Pokręciliśmy się po Mercado San Benito i zobaczyliśmy coś, co wyglądało jak mięso na ruszcie do kebaba. Kebab to nie był, ale dostaliśmy tortas z bekonem z rusztu za 20 pesos. Według Pawła jedna z lepszych kanapek jaką jadł w podczas tej wyprawy.

Mercado San Benito, Tacos Javis

Nie zawsze można jechać taksówką

Robiło się późno, a my mieliśmy samolot o 5 rano do Oaxaki. Znowu zaczęło lać, ulice były nieprzejezdne, godzinami próbowałam zamówić ubera, didi i inne takie na 2 w nocy, ale nikt nie chciał się podjąć tego zadania. Recepcjonistka przedzwoniła wszystkie firmy taksówkarskie tylko po to, by usłyszeć, że nie przyjmują żadnych zleceń na później niż północ. Nie pozostawało nam nic innego niż pojechanie na lotnisko przed tą magiczną godziną. Zmęczenie, mokrzy, śpiący zasiedliśmy na mocno klimatyzowanym lotnisku, opatulimy się wszystkim, czym mogliśmy i spaliśmy na zmiany. Jakoś dotrwaliśmy. A Oaxaca to już zupełnie inna historia.

Next
Previous

Podobało Ci się? Prześlij dalej:

  • Click to share on Facebook (Opens in new window) Facebook
  • Click to email a link to a friend (Opens in new window) Email
  • Click to share on LinkedIn (Opens in new window) LinkedIn
  • Click to share on WhatsApp (Opens in new window) WhatsApp

Like this:

Like Loading...

Mogą Cię zainteresować:

1 thought on “Klątwa Meridy”

  1. Pingback: Z Jukatanu do Oaxaki - Matalata

Leave a Reply Cancel reply

Skomentuj

Your email address will not be published. Required fields are marked *

  • Facebook
  • Instagram
  • YouTube

Znajdź mnie:

Wpisy chronologicznie

  • Casa Seibel

    Casa Seibel

  • Nie samym Acatenango Gwatemala stoi

    Nie samym Acatenango Gwatemala stoi

  • Cerro Baúl - płuca Xeli?

    Cerro Baúl - płuca Xeli?

  • Hiszpański w Xeli

    Hiszpański w Xeli

  • Laguna Chicabal

    Laguna Chicabal

  • Nawet Xela ma swój Irish Pub

    Nawet Xela ma swój Irish Pub

  • Odpustowa Xela

    Odpustowa Xela

  • Teatro Municipal de Quetzaltenango

    Teatro Municipal de Quetzaltenango

  • Xela - jak dojechać?

    Xela - jak dojechać?

  • Xela - Quetzaltenango

    Xela - Quetzaltenango

  • Powrót do Gwatemali

    Powrót do Gwatemali

  • Tapachula - miasto więzienie?

    Tapachula - miasto więzienie?

  • CaSa, Centro de las Artes de San Agustín Etla

    CaSa, Centro de las Artes de San Agustín Etla

  • Mitla

    Mitla

  • Dia de los Muertos w Xeli

    Dia de los Muertos w Xeli

  • Matalata w Aguas Amargas
    Aguas Amargas
  • Anning gorące źródła
    Anning
  • Mano del Desierto
    Antofagasta
  • Brystol Badminton
    Brystol
  • recepcja
    Casa Seibel
  • CaSa Centro de las artes san Agustin, Etla Oaxaca
    CaSa, Centro de las Artes de San Agustín Etla
  • Widok z Cerro Baul, Xela, Gwatemala
    Cerro Baúl – płuca Xeli?
  • Cerro Quemado
    Cerro Quemado
  • Chichen Itza
    Chichen Itza
  • Kunming widok z balkonu
    Chiny – początek
  • Arena Pepe Cisneros, wejście
    Co robią dzieci w niedzielny wieczór?
  • Co się wydarzyło na dworcu w Santa Clara?
  • 2025 (14)
  • 2024 (5)
  • 2023 (3)
  • 2022 (34)
  • 2021 (2)
  • 2020 (22)
  • 2019 (13)
  • 2018 (13)
  • 2017 (5)
  • 2016 (2)
  • 2013 (2)

©2025 Matalata | WordPress Theme by Superb WordPress Themes
 

Loading Comments...
 

    %d