czyli o lagunie inaczej.
Ukryty skarb
Bacalar to najstarsze miasto w Quintana Roo, a jego nazwa pochodzi z języka Majów Bakhalal, co oznacza „otoczony trzcinami”. Miasteczko jest położone nad Laguną, znaną jako Laguna de los Siete Colores, ponieważ wśród jej wód można wyróżnić siedem różnych odcieni błękitu. To właśnie ten mieniący się kolorami zbiornik wodny przyciąga tysiące turystów.
Z Chetumal to jedynie 40 kilometrów (godzina jazdy), z Tulum już jest troszkę dalej. Kiedyś spokojna, nieznana turystom oaza nad nadzwyczajną laguną; dziś, moim zdaniem, powoli doganiająca pod względem napływu odwiedzających inne popularne miejsca na Jukatanie. Jak to się szybko zmienia… Podczas naszej podróży już wielokrotnie zawitaliśmy do miejsc okrzykniętych ‘ukrytym klejnotem”, niestety takie ukryte skarby bardzo szybko stają się odkryte i czar pryska. Nie mówię, że nie warto jechać do Bacalar, ale my wolimy chyba mniej spektakularne miejsca, które dają możliwość zachwycania się nimi bez kolejek do instagramowego selfie. No bo tak naprawdę, jak tu się nacieszyć widokiem, kiedy łokciami trzeba się rozpychać?
Poza utartą ścieżką
I znowu, nie ma w tym nic złego, żeby strzelić sobie fotkę na huśtawce w jednym z beach klubów, gdzie za kilka dolarów dostaje się dostęp do jednego z bardziej malowniczych kątków jeziora. Nie ma. Zwyczajnie na świecie, to nie są nasze klimaty.
W każdym razie, nie wierzcie, jak gdzieś przeczytacie w internecie, że Bacalar jest wspaniałym miejscem do odkrywania Meksyku “off-the-beaten-path”. No, kuźwa, gdzie? Poza utartą ścieżką? Bacalar? Może 15 lat temu.
Fort San Felipe
Zacznijmy zatem od czegoś mniej oczywistego przy temacie Bacalar. Od historii. I to nie byle jakiej, bo nawiązującej do piratów. Mimo że Bacalar nie jest położone nad morzem, nie znaczy to, że nie było atakowane przez korsarzy. Pytanie tylko, co ich tu sprowadzało?
Odpowiedź brzmi: Haematoxylum campechianum. Po polsku, modrzejec kampechiański. Nie za bardzo to pomogło, prawda? Otóż, modrzejec to drzewo pochodzące z południowego Meksyku, z którego można uzyskać czerwony lub fioletowy barwnik. W czasach, zanim stworzono barwniki chemiczne, handel drewnem modrzejewca, który dostarczał barwników Europie, był bardzo lukratywnym. A kto był zainteresowany pozyskiwaniem tego drewna? Prawie każdy, kto miał statek. Sama lokalizacja Bacalar, jego kanały i bagniste tereny wokół, niewątpliwie ułatwiały podstępny atak.
W 1638 roku szkocki pirat Peter Wallace założył osadę 50 mil na południe od Bacalar, która miała mu ułatwić napady na Hiszpanów (witamy historię Belize). Kilkanaście lat później inny niegodziwiec znany jako Diego el Mulato całkowicie zniszczył miasteczko. Ziarnko do ziarnka… Hiszpanie mieli dość bycia zabijanymi na lądzie przez Majów, a na morzu przez piratów, i zdecydowali się zbudować tu fortecę (prace trwały od 1725 do 1733 roku).
Dzięki nowemu i niezdobytemu fortowi, dumnie nazwanemu el Fuerte de San Felipe, hiszpańska kolonia w Bacalar została zabezpieczona przed wszystkim, co mogliby rzucić na nią jakkolwiek straszni piraci. Barwnik, mahoń, owoce, cukier, kozy i świnie eksportowano z dzikim zapałem i wszystko było absolutnie fantastyczne. Kolejny fort przypieczętowuje pomyślną przyszłość hiszpańskiej kolonii! Koniec! (nie taki zupełnie koniec, ale przynajmniej z piratami).
Na przestrzeni lat fort miał różne zastosowania o charakterze militarnym, aż w końcu jeden z jego czterech bastionów został zaadaptowany na muzeum, które można zwiedzić w przerwach w wypatrywaniu siedmiu kolorów laguny.
Miasteczko
Dłużej o tym, co się robi nad jeziorem, znajdziecie na samym końcu wpisu. Tu zacznę od opcji dla podróżników introwertyków, długoterminowych i na niskim budżecie, czyli co można robić za darmo.
Nie ma tego dużo. Właściwie wchodzą w grę dwie rzeczy: pływanie w miejskich kąpieliskach (nam udało się znaleźć trzy) oraz eksplorowanie samego miasteczka. Zacznijmy od tego drugiego.
Wpisane na listę Pueblos Magicos, Bacalar to małe i spokojne miejsce, które można przejść w ciągu jednego dnia. Podobnie jak większość hiszpańskich miast kolonialnych, w centrum mamy główny plac, z którego odchodzą mniejsze uliczki tworząc system mniej lub bardziej równych kwadratów. Sam plac znajduje się takie dwa kwadraty od wybrzeża, tuż przy forcie Filipa. Postawiono na nim napis BACALAR, przy którym często są kolejki do zdjęć. Większość turystów zatrzymuje się w hotelach przy wodzie lub na przestrzeni 15 kwadratów małego centrum Bacalar. Ma to sens, blisko do laguny i całej bazy restauracyjno-barowej.
W związku z tym, im dalej od wybrzeża, tym robi się spokojniej i mniej ludzi spotyka się na ulicach. Nam samo Bacalar się podobało. Właśnie z dala od turystów. Cicho, pusto, nic się nie dzieje. Od czasu do czasu widzi się mieszkańców siedzących przed swoimi domkami, rozmawiających z sąsiadami, każdy z uśmiechem odpowiada na buenos dias czy buenas tardes.
W samym centrum jest bardzo kolorowo i można znaleźć sporo murali:
Tak chodząc wzdłuż i wszerz Bacalar, zauważyliśmy, że mapy gogolowskie i maps.me nie są zbyt aktualne. Wymyśliliśmy sobie, że na przykład do Cenote Negra możemy dojść z buta i że zgodnie z mapami nie powinno być żadnego problemu z dostępem do niej. Jednak w rzeczywistości okazało się, że tam gdzie była ścieżka na mapie teraz jest szkoła. Później dowiedzieliśmy się, że rzeczywiście jest tam tajemne przejście, z którego korzystają lokalsi, żeby nie płacić beach klubom, ale nam się nie udało go znaleźć. Jak się tam kręciliśmy, nie widzieliśmy nikogo, kogo można by się spytać. Mówi się trudno.
Nie wszystko jest dla wszystkich
Jak spojrzycie na zdjęcia samej laguny, wygląda pięknie i zachwycająco, prawda? To teraz, wyobraźcie sobie, że cały brzeg laguny od strony Bacalar podzielony jest dokami i molami, które należą do restauracji czy klubów, czyli można tam przebywać, jeśli zapłaci się wstęp czy zamówi coś do jedzenia lub picia.
Przy samym centrum, w jednym z publicznych kąpielisk po jednej i drugiej stronie znajdują się właśnie takie odpłatne mola i jest bardzo dużo łódek, tak że pływanie nie należy do przyjemnych. Dopiero jak się pójdzie Avenidą 1 do końca (na północ), minie się Ecoparque Bacalar (który zaczęto budować w 2021, a już rok później, z niewiadomych przyczyn stoi niedokończony i opuszczony) i dojdzie się do Balneario del Fondo.
Jest tu tłocznie, ale w przeciwieństwie do innych atrakcji nad Laguną Siedmiu Kolorów, większość to miejscowi. Z Ecoparque zostało 800-metrowe molo, do którego można spokojnie dojść/dopłynąć, i jest tam zdecydowanie więcej miejsca. Lokalne, prawdziwe miejsce. Co prawda bez huśtawek, drinków z parasolkami, ale i tak o wiele bardziej nam się podobało.
Stromatolity
Ostatnia już wzmianka o Bacalar. W Lagunie znajduje się największy na świecie system słodkowodnych współczesnych stromatolitów. A co to stromatolity?!
Stromatolity to takie, jak sama nazwa wskazuje (z gr. stroma to warstwa, a lito to kamień) warstwowe skały zbudowane przez mikroorganizmy, a dokładniej cyjanobakterie. Jak? Uproszczając: wyobraźcie sobie, grupy bakterii żyją sobie w wodzie i po jakimś czasie przylega do nich osad. Nie jest to trudne, bo ich powierzenia jest lepka. Problem? Tak, bo przez ten osad bakterie nie wyczuwają światła słonecznego potrzebnego im do fotosyntezy. Przesuwają się więc o jedną warstwę w górę, aby dostać się do słońca, i warstwa po warstwie budują strukturę, która ostatecznie kamienieje.
Większość stromatolitów to skamieniałości, ale w kilku miejscach na ziemi można zobaczyć te, które cały czas się, że tak powiem, tworzą. Jednym z tych miejsc jest właśnie Laguna Bacalar. Nieźle, nie? Pamiętajcie tylko: na stromatolity się nie wchodzi, nie siada, nie chodzi się po nich!!!
Lagunowe Atrakcje
Czas na atrakcje. Oprócz wpatrywania się w wodę i liczenia błękitów czy wałęsania się po miasteczku jest tu co robić i na pewno nie będziecie się nudzić. Możliwości jest ogrom, wszystko jednak zależy od tego ile pieniędzy chce się wydać.
Przede wszystkim, można tu wybrać się na wycieczkę łodzią, dzięki czemu w kilka godzin zobaczy się najpiękniejsze części laguny. Ceny rejsów wynoszą mniej więcej 250 pesos (łódź motorowa), 350 pesos (“wypaśny”ponton), po 600 pesos (żaglówka z otwartym barem). Wycieczki są organizowane do większości okolicznych atrakcji:
- Canal de los Piratas – to chyba najbardziej znane miejsce na Lagunie Bacalar. Ten kanał był kiedyś odwiedzany przez piratów w XVIII wieku. Dziś jest to po prostu malownicze miejsce z bardzo płytką wodą do brodzenia.
- Cenota Negro – znana również jako Cenote de las Brujas (Czarownic), cenota o granatowej wodzie (z góry wygląda jak by była czarna), ma głębokość 90 m i teoretycznie nie można w niej pływać (jeden turysta niestety się tu utopił).
- Cenota Esmeralda
- Cenota Cocalitos – balneario (miejsce do pływania) z huśtawkami nad wodą i kolorowymi hamaki.
- Isla de los Pájaros – jedna z kilku wysp w obrębie laguny, na której, jak sama nazwa na to wskazuje, można obserwować ptaki.
By ominąć tłumy najlepiej wypożyczyć kajak lub deskę SUP. Wszystkie słynne miejsca na lagunie znajdują się w odległości od 15 do 30 minut wiosłowania (mniej więcej 95 pesos za godzinę).
Oczywiście to nie wyczerpuje całego wachlarza atrakcji, jest tego o wiele więcej. Najważniejsza informacja dla mnie to taka, że trudno jest cieszyć się tym miejscem w kameralnym gronie.
Następnym razem widzimy się w Mahahual.
2 thoughts on “Piraci, modrzejec i stromatolity”