Nasza trasa
W końcu Ameryka Południowa 😉
Trochę tak się nie od tej strony zabieram, ale jak wiecie, zaległości mam straszne i stwierdziłam, że zamiast wszystko chronologicznie robić, postaram się częściej pisać o sprawach bardziej aktualnych. Zaczynamy więc od krótkiego podsumowania trzech miesięcy w Kolumbii.
Ten kraj nas bardzo pozytywnie zaskoczył, i nawet w mało przyjaznej Bogocie cieszyliśmy się wyjazdem z Ameryki Centralnej. Nigdy więcej gallo pinto, haha!!!!
Droga
Nasza trasa wyglądała tak:
Bogota
W Bogocie, w sumie, spędziliśmy dwa tygodnie. Ja nawet polubiłam stolycę, Paweł nie. Na początku było trudno i trochę baliśmy się wyjść z mieszkania. Jak zastanawiacie się, gdzie nocować, to Chapinero może i jest fajne, ale Chapinero NORTE, a nie centralne. Candelaria, czyli historyczne centrum miasta, na pewno ciekawe, ale nierówne. Spędziliśmy tam kilka dni i tak naprawdę podobało mi się tylko jednego dnia, kiedy czynniki takie jak pogoda, ilość turystów, ilość żebraków, ilość policji tak się jakoś zalgorytmowały, że było przyjemnie. Bogota według mnie to: dużo fajnych muzeów, dobra baza na zaopatrzenie się w rzeczy, które po 10 miesiącach w podróży się zepsuły, zniszczyły czy zgubiły. 😉 W Bogocie czekaliśmy na dziewczyny, Anna-Magda-Anna, z którymi przez najbliższe prawie trzy tygodnie mieliśmy zwiedzać Kolumbię.
San Gil
Już w komplecie, opuściliśmy Bogotę i przekonując się na własnej skórze, że przejazdy w Kolumbii są dłuższe niż być powinny i drogie, dotarliśmy z jakimś dwugodzinnym opóźnieniem do kolumbijskiej stolicy sportów ekstremalnych. Tu też po raz pierwszy odczuliśmy, że jak coś gdzieś jest, nie znaczy to, że będzie to otwarte. (3 dni)
Santa Marta
W końcu morze i czas na wyciągnięcie letnich ciuchów. Stąd też pojechaliśmy do miasteczka Minca, Taganga i miejsca, w którym urodził się Gabriel Garcia Marquez, Aracataca. (4 dni)
Cartagena
Kolejne plaże, kolejne duże miasto kolumbijskie, starówka wpisana na listę UNESCO, masa turystów, najlepsza pizza jaką jedliśmy w Kolumbii za małe pieniądze, pożegnanie z drużyną i absurdalny pobyt u Ani Marii w kolumbijskim blokowisku. (6 dni)
Medellin
Najdłuższa podróż autokarem z kogutem na pokładzie, dużo kultury, historii, kolejek linowych i metra. Mówcie, co chcecie, mi się będzie Medellin kojarzył z intensywnymi przeżyciami przy okazji prób dostania się do wagoniku metra w godzinach szczytu (i wydostania się) oraz z Parkiem Explora. (6 dni)
Jardin
Oooo, o Jardin będę się jeszcze rozpisywać, ale tu krótko – natura, plantacje bananów, wodospady, autentyczność, spokój, deszcz, wilgoć wszędzie. Nasze ulubione miejsce w Kolumbii. (miesiąc)
Manizales
Tak sobie teraz myślę, że gdziekolwiek byśmy nie pojechali z Jardin, to i tak by było smutno, że to nie Jardin. Manizales, miasto studenckie, miradory, widoki, tere fere i cuda wianki, nas przywitało i pożegnało radiem Maria z deszczem w tle. Mieliśmy zrobić trek na wulkan Los Nevados del Ruiz, ale akurat wulkan pofukał dymem i zamknięto park narodowy. (3 dni)
Salento i dolina Cocory
Złe wyczucie czasu, zbliżająca się Wielkanoc i związane z tym świętem niebotyczne ceny, sprawiły, że zamiast około tygodnia w najbardziej kawowym obszarze Kolumbii, przeszliśmy się dolinką, połaziliśmy po Salento psiocząc na ceny, tłumy turystów i okropnych sąsiadów. Cocora to już się trochę taki kolumbijski “must see” zrobił. Nie powiem, ładnie jest, ale jestem pewna, że są ciekawsze, bardziej widowiskowe i mniej turystyczne szlaki w Kolumbii. (2 dni)
Cali
Największe zaskoczenie (pozytywne) podczas wyprawy przez Kolumbię. Biorąc pod uwagę największe miasta kolumbijskie, w których byliśmy, w Cali czuliśmy się najlepiej. Koniec mizerii pogodowej, fajny klimat miasta, “bezpieczne” dzielnice połączone ze sobą, sprawiając, że obszar “zdatny” do chodzenia był naprawdę spory. (6 dni)
Popayan
Białe miasto, piękne zabytki, potencjał wielki, a jednak na każdym kroku czuć jakieś zaniedbanie i opuszczenie. Po raz kolejny powiedziałabym – ciekawie, z różnych powodów. Miasto na liście UNESCO tym razem nie dziedzictwa światowego, a gastronomicznie kreatywnych miast. Smacznego! (2 dni)
San Agustin
Kolejna strefa UNESCO, chroniąca pozostałości po tajemniczej kulturze, o której nie wiemy prawie nic, a wszystko to wokół małego miasteczka, wśród gór i doliny najważniejszej rzeki w Kolumbii, rio Magdalena. (6 dni)
Villavieja i pustynia Tatacoa
Czerwona i szara pustynia – niepustynia, obserwowanie nieba, długie wędrówki i jeszcze dłuższe rozmyślania, dlaczego Villavieja jest tak paskudna. (4 dni)
Leticia
Nie mieliśmy za dużo czasu, ale nie chcieliśmy spędzać ostatnich dni w Bogocie, czekając na lot, to bardzo spontanicznie kupiliśmy bilety do Leticii. Wiedzieliśmy, że z tak ograniczonym czasem nie zobaczymy za wiele, ale chociaż chcieliśmy liznąć Amazonii w kolumbijskim wydaniu. Podsumowanie: natura piękna, ludzie za dużo piją, jak rzeka wylewa widać więcej śmieci, trudno jest znaleźć dobrego przewodnika. (4 dni)
Sprawy portfelowe
Co do cen, to karta sim ok 10 złotych, doładowanie na miesiąc (sam internet) około 30 (Claro).
Obiad dnia- od 8 do 20 zlotych (zupa, drugie danie i napój)
Kawa – od 2 do 9 zlotych (espresso i americano)
Litrowe piwo – od 4 zł
Noclegi – średnio nam wyszło 60 zł za pokój dwuosobowy za noc. Najtańszy 42 zł w Jardin, najdroższy – Medellin – 140 (mieliśmy kupon od AirBnB, więc w sumie wyszło taniej).
Przejazdy – naszym zdaniem najdroższa sprawa w Kolumbii. Ceny bardzo się różnią, nawet nie w stosunku do odległości, a w zależności w jakiej części kraju i jak popularna jest trasa. Dla przykladu:
Bogota – San Gil, 7 godzin , 320 km – ok 60 zł;
San Gil – Santa Marta -13 godzin, 640 km – ok 90 zł,
Cartagena – Medellin- 13 godzin, 640 km, ok 190 zł,
Jardin – Manizales, 4 godziny, 200 km – ok 55 zl,
Perreira – Cali, 4 godziny, 200 km – ok 42 zł.
Fajki – oficjalnie w supermarketach od ok 6 do 10 zł. Nieoficjalne, nam najtaniej udało się znaleźć w Medellin, chińskie jakieś, za ok 4 zł.
Coś jeszcze chcielibyście wiedzieć? Pytajcie w komentarzach!
Wszędzie piszę “około”, ponieważ upraszczam ceny, czyli ok 42 złote to 42 000 COP. Oficjalny kurs COP to 1000 COP = 0,88 zł, więc ceny podane powyżej są tak naprawdę niższe. Zamiast przeliczać odejmowałam zera, dla wygody, sorry 🙂
Podsumowanie
Nie udało nam się zobaczyć wybrzeża Pacyfiku, wysp, pustyni na północy; do tego wiele miejsc, np. Park Tayrona, było zamkniętych, jak je chcieliśmy zwiedzić. Na pewno mamy po co wrócić do Kolumbii.
Póki co jest to też jeden z najbardziej przyjaznych dla portfela krajów, które odwiedziliśmy podczas podróży. Zdajemy sobie sprawę, że im bardziej na południe, tym będzie gorzej pod tym względem.
Krótko i na temat, Kolumbię polecamy z całego serca!!!
Fantastyczne streszczenie różnorodnych emocji i wrażeń! sure:)
Dzięki! Z chęcią odpowiem na wszelkie pytania 🙂