Ulga
Po fascynującej, acz męczącej Gwatemali oraz rozczarowującym Belize, Chetumal wydał nam się miejscem w sam raz na odpoczynek. Szerokie, puste drogi; ciepło ale nie wilgotno gorąco; dobre, tanie jedzenie, i brak turystów. Jak tu nie lubić Chetumal?
Do czterech razy sztuka
Chetumal jest stolicą stanu Quintano Roo, nie znaczy to jednak, że jest dużym miastem, czy że jest tu wiele rzeczy do robienia. Tak naprawdę, zostało założone dopiero pod koniec XIX wieku jako port i do lat 60-tych XX wieku, kiedy to połączono je trakcją kolejową z resztą kraju co umożliwiło migrację ludzi z innych części Meksyku, było małą wioską (5000 mieszkańców). Zanim jeszcze zaczęło się rozrastać, trzy razy zostało zrównane z ziemią podczas huraganów w latach 40-tych i 50-tych. Dopiero po ostatniej katastrofie odbudowano je używając materiałów budowlanych innych niż drewno.
Niezliczone możliwości
Tyle o historii. Co my robiliśmy w tym mieście? Przede wszystkim, chodziliśmy. Tylko spacery Bulwarem Bahia, wzdłuż wybrzeża, w ciszy zakłócanej jedynie szumem wiatru, zajmowały sporą część dni. Błądzenie uliczkami, odkrywanie kolejnych na pierwszy rzut oka opuszczonych budynków, zamkniętych knajp, hoteli; szukanie kawiarni z ogródkiem dla palących, uczenie się Meksyku, z takimi nudnymi tematami, jak zdobycie meksykańskiej karty sim, znalezienie banku, który przyjmie naszą kartę debetową i wyda pieniądze bez prowizji (w naszym przypadku był to jeden jedyny Citibanmex; mamy Revoluta), zorientowanie się w cenach fajek, jedzenia, piwa, zajęło to, co zostało po nadmorskich spacerach.
Oszo Oszo
No i jeszcze nie wspomniałam o naszym cudownym hotelu za 40 zł z basenem. W końcu było nam przyjemnie. Już dawno tak się nie czuliśmy. Nie było w naszym pokoju ani mrówek, ani komarów, była za to woda i prąd bez przerw w dostawie, nie padał deszcz, woda w basenie ciepła, piwo z lodówki duże i tanie, nawet z Oxxo (my to nazywamy Oszo Oszo) się cieszyliśmy. Oszo Oszo to taka nasza żabka (chciałam napisać “convenience store”, ale po polsku. Przyznam się, miałam problemy, jakby to po polsku było, no to co zrobiłam, zajrzałam do słownika. I wiecie jak po polsku się mówi “convenience store”? “Niewielki sklepik z podstawowymi artykułami”. Ja bym tą definicję rozszerzyła o alkohol i papierosy.)
Są tu i dworce
Kolejnym zachwytem był ADO. Nie twierdzę, że ta firma jest najlepszą firmą przewozową w Meksyku, ale my byliśmy w siódmym niebie, że wreszcie jesteśmy w kraju, gdzie ceny to ceny, a nie negocjacje o każdą przejażdżkę autokarem jak w Gwatemali, i że ceny można spokojnie w necie sprawdzić. No I dworzec normalny był.
Muzeum czy bazar?
Powracając do Chetumal. Z atrakcji typowo turystycznych, poza nadbrzeżem i rzeźbami tamże, jest tutaj Muzeum Kultury Majów, Centru Kultury i Sztuk Pięknych oraz Muzeum Miejskie. Nawet mieliśmy zamiar się przejść do tego pierwszego, ale akurat tuż przed nim znaleźliśmy Callejon De Arte i przy niej kafejkę, w której w końcu jak ludzie mogliśmy sobie usiąść i zapalić. Tam też zaczęliśmy czytać recenzje Muzeum Kultury Majów i postanowiliśmy, że wolimy raczej zobaczyć lokalne Mercado a nie Museo. Myślę, że dobrze zrobiliśmy.
Dalsze plany
Przy Mercado jest dworzec ADO i przy okazji kupiliśmy sobie bilety do Bacalar. Cena mile nas zaskoczyła, było taniej niż na cenniku w internecie, ale to był ostatni raz, kiedy ceny ADO nie wydały nam się zawyżone. Ale o tym jak długo pokonuje się małe odległości i za ile, nie tylko w Meksyku, ale w Ameryce Centralnej i Południowej też, można by książkę napisać.
Czas był na basen i przygotowania do opuszczenia tego na dziwny sposób ciekawego miasta. Początek przygody z Meksykiem na pewno będziemy mile wspominać.
1 thought on “Tu zaczyna się Meksyk”