Viñales i okolice – skarby Kuby
Mogoty
Z Hawany pojechałyśmy do Viñales, małego miasteczka na zachodzie wyspy (prowincja Pinar del Rio). Zupełnie inny świat niż Hawana. Konie, cygara, mogotes, przepiękna przyroda. Co to są mogotes? Hmm, poszpanuję definicją. Otóż, mogotes, a po polsku – mogoty, to kopiaste, stromościenne pagóry (do 300m wysokości) , zbudowane ze skał wapiennych, wznoszące się na prawie płaskiej równinie. Wiem, wiem, wymądrzam się. Jak to wygląda, spórzcie na zdjęcia.
Na koniu?
Jak tylko wysiadłyśmy z autokaru, poczułyśmy, że zakochamy się w tym miejscu. Wycieczki konne zamieniłyśmy na rowerowe (żadna z nas na koniu jeździć nie umie, a po za tym żal nam by było, w zależności od sezonu konie te mają dużo pracy, po co im dokładać). Rowery wypożyczyć łatwo, ale są drogie i widziały już lepsze czasy. Jeden rower zmieniał sam przerzutki, tak jakby automatycznie wyczuwał, czy zaraz trzeba będzie wjechać na górkę, czy z niej zjechać. W drugim rowerze siodełko lubiło zmieniać pozycje, w trzecim już nie pamiętam co było nie tak, ale coś było nie tak na pewno. Mimo wszystko pojeździłyśmy (15 CUC za rower na cały dzień).
Wycieczka Doliną Anion
A co można zobaczyć? Dolina Ancon prawie że wita podróżnych Muralem Prehistorii, ukazującym ewolucję na skalnej przestrzeni 120 na 180 m. Zobaczyć można, bo czemu nie, ale lepiej z daleka. Czemu? Może nie napisałam tego jeszcze, ale zazwyczaj podróżuję raczej w trybie ekonomicznym i o ile mam przeznaczone środki na zwiedzanie, nie oznacza to, że muszę zobaczyć wszystko. Jest to kwestia tego, czy uważam, że dla mnie warto czy wolę zwiedzić coś innego. W przypadku muralu, hmm, zerknąć można z drogi, tak, żeby mieć ogólne pojęcie o co chodzi, i po owym zerknięciu, nie powaliło mnie na kolana. Ani i Magdy też nie, więc zdecydowałyśmy się nie płacić za pozwolenie na bliższe oględziny malowidła.
Jaskinia Indianina
Po tym dziwacznym muralu można w końcu spokojnie podziwiać kubańską prowincję, przyrodę samą w sobie (na piechotę, na rowerze czy koniu), czy wstąpić na plantacje tytoniu (o seniorze Miquelu i jego wykładzie na temat cygar będzie więcej następnym razem) czy zatrzymać się na coco loco (kto zgadnie co to?), czy posiedzieć na ganku na krześle bujanym z cygarem i szklaneczką rumu rozkoszując się otaczającym pięknem. Sporo szlaków do zrobienia; z tego zaobserwowałyśmy nie były one oblężane przez turystów. Udało nam się wejść na większość ‘miradorów’ i za każdym razem byłyśmy same na drodze. No i oczywiście jaskinia Indianina.
Życie nocne kwitnie i co wieczór można bez problemu znaleźć muzykę na żywo, miejsca do tańca i Kubańczyow gotowych tańczyć z Tobą, jeśli tylko chcesz.
Villa Miranda Dos
Z rzeczy praktycznych – tym razem nocowałyśmy w Villa Miranda Dos (trochę nam zajęło trafienie do niej, ale z pomocą lokalsów w końcu się udało), gdzie pokój trzyosobowy był znacznie tańszy niż w Hawanie a standard wyższy (co miało się okazać normą). W samym miasteczku dużo restauracji ma własne wifi, co niewątpliwie ułatwiało sprawy takie jak kontakty z rodziną, sprawdzenie informacji, itp, bez demonicznych kart Nauta. Właściciele domu, młoda rodzina, bardzo przyjemni i pomocni. Na moim kanale znajdziecie krótką relację z tego miejsca.
Głodnych więcej widoków i informacji, zapraszam na filmik: