Dominikański Raj
Las Terrenas? A nie Punta Cana?
Z Santo Domingo do Las Terrenas autostradą, nomen omen, Jana Pawła II to około 150 km. Dlaczego akurat Las Terrenas? Chciałyśmy rajską Dominikanę, ale z dala od Punta Cana, Puerto Plata czy La Romana, czyli najsłynniejszych ośrodków turystycznych w tym państwie. Półwysep Samaná wydał się najlepszą opcją; plaże, natura, baza turystyczna, ale bez tłumów.
Negocjacje z wypożyczalnią
Wiedząc, że po pierwsze czeka nas co najmniej 2 i pół godziny jazdy, a po drugie, nie mając pewności czy uda nam się dostać samochód, który zarezerwowałyśmy, ale przez opóźniony lot rezerwacja przepadła, zerwałyśmy się co świt i w te pędy wróciłyśmy na lotnisko do wypożyczalni samochodów. ‘Jest nam bardzo przykro, ale niestety nie dostaliśmy żadnej informacji od pań i tego samochodu już nie ma.’ ‘A to weźmiemy inny.’ ‘Bardzo mi przykro, ale na chwilę obecną nie dysponujemy żadnym autem.’ ‘A kiedy Państwo będą coś mieli, bo my musimy… nam się spieszy… to nie nasza wina…’. ‘Proszę usiąść i czekać.’
Trochę się przestraszyłyśmy, zdenerwowałyśmy, że kolejne spóźnienie, że ta Dominikana to chyba nas nie chce; wiecie, co zmęczenie robi z ludźmi. Miałyśmy szczęście i po kilku godzinach oczekiwania ktoś oddał samochód, na który rzuciłyśmy się jak wygłodniałe wilki na owcę i podekscytowane ruszyłyśmy w drogę. I tu muszę nadmienić, że czytając blogi o Dominikanie często pojawiała się informacja, że drogi są kiepskie i warto pomyśleć dwa razy, zanim się człowiek zdecyduje na wynajęcie samochodu. I pewnie trochę w tym prawdy jest, jak ktoś chce odkrywać mniej znane miejsca na zachodzie Hispanoli. Do Las Terrenas prowadzi autostrada, z płatnymi odcinkami, ale jednak – droga dobra, wyglądająca na nową, nie sprawiająca żadnych problemów.
Bezpieczeństwo
Zanim zdążyłyśmy dojechać na miejsce, ukrop Santo Domingo zamienił się w samański deszcz; nic to, raj to raj. Miejsce, w którym się zatrzymałyśmy okazało się strzałem w dziesiątkę. Residencia El Balata zdecydowanie przewyższała standardem wszystkie miejsca, w których miałyśmy okazję się zatrzymać podczas tej podróży, ale mi zajęło trochę czasu, żeby zauważyć, że wieczorami i nocami byłyśmy ochraniane przez strażnika z karabinem.
Tak, bezpieczeństwo na Dominikanie. W Las Terrenas nie czułyśmy tak naprawdę żadnego zagrożenia, nigdy nie miałyśmy jakiś nieprzyjemnych sytuacji, nawet jak wracałyśmy z plaży do hotelu po ciemku (niecałe dwa kilometry) wzdłuż ulicy, to bardziej się obawiałyśmy kierowców, którzy mogliby nie zauważyć, że idziemy poboczem, jako że latarnie straszyły swą nieobecnością, niż tym, że ktoś na nas napadnie. Ale jak to się mówi, nie ma dymu bez ognia i skoro nawet trzy-gwiazdkowy hotelik musi mieć ochroniarza z bronią palną, to coś jest na rzeczy. Do sprawy bezpieczeństwa wrócę jeszcze przy okazji Santo Domingo.
Kulturowy szok
Zrzuciłyśmy plecaki i po szybkim rekonesansie terenu byłyśmy gotowe na podbój miasteczka. Po kubańskich pustych półkach w ‘supermercad-ach’, pierwszy lepszy sklep w Las Terrenas ucieszył nas jak cukiernia łakome dziecko. Wreszcie miałyśmy dostęp do wszystkiego, co backpacker potrzebuje na śniadania czy kolacje. Pieczywo, warzywa, owoce, awokada piękne, duże, tanie. Hmm, aż się rozmarzyłam.
Ale, powracając do Las Terrenas. Jest to małe miasteczko, około 18 tysięcy mieszkańców, na północnowschodnim wybrzeżu Dominikany, w prowincji Samaná. Znane z przepięknych krajobrazów, złocistych plaż i przeźroczystej wody. Zostało założone w 1946 przez ówczesnego prezydenta Rafaela Trujillo. On to wymyślił sobie, że przeniesie tam biedniejszą część mieszkańców Santo Domingo, którzy zaludnią wioskę jako farmerzy czy rybacy. Sama nazwa Las Terrenas wcale nie oznacza terenów, jak by się mogło wydawać, ale pochodzi z francuskiego ‘la terrienne’, co znaczy ‘ziemianin’.
Jeszcze w latach 70-tych, Las Terrenas było małą wioską rybacką, a rybacy, farmerzy czy pszczelarze mieszkali w skromnych chatach, bez bieżącej wody i elektryczności. Wszystko zmieniło się wraz z przybyciem Jeana ‘Francuza’ w 75, który otworzył pierwszy hotel w Las Terrenas i tym samym rozpoczął rozwój turystyki w rejonie. Pocztówkowe plaże z białym piaskiem i uginającymi się pod ciężarem kokosów palmy przyciągają turystów do dziś.
Zdj. aut. Anny, Magdy i Matalaty