Starożytne miasto Majów w gwatemalskiej dżungli
Skąd?
Paweł jak natknął się na informację o El Miradorze, stwierdził, że musimy tam iść. Oboje zaczęliśmy intensywne googlowanie i wyszło na to, że o ile wycieczkę można kupić w każdej agencji turystycznej we Flores, tak naprawdę jedynie dwie organizują całą wyprawę, Dynastia Kan i Cooperativa. Oby dwie mają swe siedziby nie we Flores, tylko w Carmelitas, miasteczku położonym jakieś 3 godziny samochodem od Flores, które jest punktem startowym wycieczki do El Mirador.
Wszystko ładnie pięknie, ale co to jest właściwie El Mirador? Niech nazwa Was nie myli, nie jest to kolejny punkt widokowy. El Mirador to pozostałości największego miasta Majów, w którym to odkryto największą piramidę świata, La Dantę. Starożytne miasto El Mirador było niegdyś domem dla około 200 000 ludzi i stolicą złożonego społeczeństwa połączonych miast i osad. Położony w samym sercu Rezerwatu Biosfery Majów w północnej Gwatemali, jest domem dla najwcześniejszych i największych stanowisk archeologicznych Majów przedklasycznych w Mezoameryce i obejmuje największą piramidę na świecie – La Danta.
Cena
Ceny zmieniają się tutaj szybko. Jak poszperacie w internecie, jeszcze pół roku temu można było wynegocjować cenę Q1600. Teraz, tzn w sierpniu 2022 cena wyjściowa to Q2900. Nam udało się zjechać do 2500 za osobę. A co jest wliczone w cenę? Przewodnik podczas 5-dniowego treku do El Mirador, dojazd do i z Carmelitas, posiłki i nocleg. W cenie nie ma prysznica, a woda, którą się dostaje nie zawsze jest zdatna do picia. Tą wodą zaczęła się nasza cała wycieczka…
Ekipa
Turystów nas była czwórka – Raphael, Austriak studiujący biznes w Szwecji; Maurits, Holender studiujący w Szwajcarii, i my. Ze strony Dynastii Kan była trójka, Rudi, przewodnik; kucharka, której imienia nie warto nawet wspominać, za czyny, których dokonała i Eladio, poganiacz mułów. Do tego trzy muły i koń. Taką to zgraną grupą ruszyliśmy w las. Co prawda tylko Rudi i my, turyści, szliśmy. Kuchara i Eladio, przemieszczali się na mułach.
Dzień po dniu, czyli harmonogram wycieczki
Pierwszy dzień
Pobudka nawet nie skoro świt, tylko przed świtem. Antonio odbiera uczestników wycieczki z Flores (albo Santa Eleną) o 4 rano, zostawiamy bagaże w bezpiecznym miejscu i jedziemy do Carmelitas. Po 3 i pół godzinie jazdy docieramy do wioski, jemy śniadanie i ok 9 ruszamy w drogę. Na ten dzień jest przewidziana 17 kilometrowa wędrówka, do piramidy Tintal, przy której znajduje się pierwsze obozowisko. Podczas drogi są dwa postoje, na lunch i w ‘leśniczówce’. Oczywiście może być tyle przerw, ile każdy z uczestników potrzebuje, ale nasza grupa nadała dosyć szybkie tempo i nikt z nas nie miał potrzeby dodatkowego zatrzymywania się.
Po dotarciu do obozowiska, przekąska i odpoczynek, potem wejście na Tintal, żeby zobaczyć ze szczytu piramidy zachód słońca. Kolacja i do spania.
Drugi dzień
Od tego dnia, godzina wyjścia z obozowiska zależy tak naprawdę od grupy. Wszystko można ustalać wspólnie. Nasi towarzysze mieli romantyczne wręcz zamiłowanie do wschodów słońca, więc przez pierwsze dni, budzili się odpowiednio wcześnie, żeby wejść na piramidę czy świątynię, aby zobaczyć tam początek dnia. My to zlaliśmy, bo woleliśmy dłużej spać. Jak się okazało, mieliśmy rację, bo za każdym razem niebo było zachmurzone i tyle mieli z tego wschodu słońca.
Powracając do drugiego dnia, to się idzie 23 kilometry do obozowiska przy La Dancie. Tego dnia Rudi nam pokazał tylko świątynię Łapy Jaguara, tak, zgadliście, wieczorem, na zachód słońca. Szliśmy szybko, tak że po dojściu do obozowiska a przed wyjściem na świątynie mieliśmy dobre 6 godzin spania na hamakach.
Trzeci dzień
zarezerwowany jest na eksplorowanie miasta El Mirador i zobaczenie, w końcu, piramidy La Danta. Rudi zostawił to na sam wieczór, żeby tym razem z La Danty oglądać zachód słońca. Znowu połowę dnia mieliśmy niewykorzystaną (bujanie się na hamakach). Sama piramida jest oddalona o około 2 kilometry od obozowiska, w związku z czym niewiele się nachodziliśmy tego dnia.
Czwarty dzień
Początek końca, czyli wracamy tą samą drogą, z El Miradoru do Tintalu. Po drodze można trochę zboczyć i zwiedzić La Muertę.
Piąty dzień
Koniec końca, czyli z Tintalu wracamy do Carmelitas, jemy tam obiad, nie pozwalają nam wziąć prysznica, po czym brudni i śmierdzący wracamy z Antonio do Flores.
Warunki
Jak to w dżungli, spartańskie. Dynastia Kan zapewnia namioty dwuosobowe z materacem, poduszkami i kocem. Trochę dziwne, że za tyle pieniędzy chłopaki nie wykłócili się o osobny namiot dla każdego z nich; musieli spać razem. Obozowiska mają wychodki i konstrukcje do wymycia się. Przy piramidzie Tintal powiedziano nam, że jak chcemy się wymyć to musimy zapłacić 10 quetzali za baniak deszczówki, więc wszyscy zgodnie powiedzieliśmy, że nie ma ***** we wsi, nie myjemy się. W obozowisku przy El Miradorze, leśniczy czy nie wiem kto, ktoś, kto wydawał się rządzić tym miejscem, bez problemów dał nam wodę i wytłumaczył, jak działa “prysznic”.
Może dwa dni w puszczy bez prysznica wystarczą, żeby być trująco nieświeżym? Ale na serio, dziwnym się nam wydawał fakt, że tyle płacimy za całą wycieczkę, a cena nie obejmuje deszczówki do wymycia się. A za to dostaliśmy trochę benzyny gratis…
Jedzenie
Hmm, trudny temat. Każdy ma trochę inne preferencje. Antonio nam powiedział, że codziennie będzie coś innego, że żaden posiłek się nie powtórzy. Głupio to zabrzmiało. Zaczęło się ok. Typowe gwatemalskie śniadanie w Carmelitas, kanapki w lesie, przekąski, dobra kolacja. Ale z każdym następnym posiłkiem było coraz gorzej. Jakby Kuchara nas znielubiła, szczególnie Pawła, i zamiast gotowaniem zajęła się jedzeniem przeznaczonym dla nas. Mieliśmy mrówki w serze, mięso z kurczaka na trzeci dzień (pamiętajcie, że tam nigdzie nie było lodówki, to co wzięli z Carmelitas, z każdym dniem było dłużej poza lodówką). Drugiego dnia wypaśne śniadanie z wyborem pomiędzy naleśnikami a płatkami kukurydzianymi, których nikt nie ruszył, bo się zapchaliśmy naleśnikami, a potem płatki zniknęły… w ustach Kucharki. Widzieliśmy jak umilała sobie jazdę na mule, jedząc. I człowiek by pomyślał, rodowita mieszkanka Carmelitas, na pewno wie jak się zachowywać w dżungli i chronić jej piękno. Nie, nie w jej przypadku. Każdy papierek po przekąskach, chipsach, chrupkach, batonikach, wyrzucała w las. Podczas przygotowywania posiłków zastępowała palcami chusteczki higieniczne, a potem dotykała jedzenie przygotowane dla innych. Ech… temat rzeka.
Wspomniana benzyna w wodzie to było pierwszego dnia. Antonio nalewał każdemu z nas wodę z baniaka. Mauritsowi i mnie ta woda dziwnie smakowała. Raphael był zajęty gadaniem z Rudim, a Paweł miał butelkę po fancie, więc jedyne co czuł, to posmak tego napoju. Dopiero jak doszliśmy do obozu, wszyscy zaczęliśmy dokładnie badać, wąchać, etc nasze butelki i zgodnym chórem wykrzyknęliśmy: benzyna. Kuchara i Rudi przejęli się na tyle, że wylali tą wodę i umyli nasze butelki mydłem. Skąd się wzięła benzyna w naszej wodzie? Antonio trzymał wodę w kanistrze po benzynie i raczej nie umył go jakoś dokładnie. Na szczęście nikt z nas się nie zatruł.
Choroba
Nocą, po dotarciu do El Miradoru, Paweł dostał drgawek, miał wysoką temperaturę, majaczył, w 30 stopniowym upale było mu strasznie zimno i poty się z niego lały. Na szczęście mieliśmy jakiś emergency sleeping bag, taki z folii aluminiowej, trochę pomógł, ale temperatura nie spadała. Rudi dał Pawłowi paracetamol i tyle. Kolejne godziny nie przynosiły poprawy, a paracetamol dawał ulgę na godzinę, dwie, tak że mógł zobaczyć El Mirador i La Dantę, ale wyjście z namiotu kosztowało go dużo.
Kolejna noc była równie trudna, nawet trudniejsza pod tym względem, że wszystko mieliśmy mokre. Pościel, ubrania, kocyki. Nic nie przeschło w ciągu dnia, bo oczywiście zaczęło lać. Paracetamol. Nie pomagał. Rudi dał Pawłowi muła, żeby nie męczył się chodzeniem, ale kolejnego dnia rozchorował się Holender, więc trzeba było się podzielić mułem. Ani razu koleś nie wspomniał o przerwaniu wycieczki, zorganizowaniu transportu do doktora czy coś. Za to w drodze powrotnej, Antonio z jakąś kobietą, rozmawiali o tym jak gringos przesadzają i są hipochondrykami. Paweł jeszcze był chory ok tygodnia. Poszliśmy do szpitala w San Benito, ale zrobiono mu tylko test na Covida. Pani doktor była bardzo rozczarowana, że wyszedł negatywny i przepisała… paracetamol i probiotyki. Nie wiemy, co to było, ale zdaliśmy sobie sprawę, że dla własnego bezpieczeństwa lepiej nie zostawać na długo w miejscu, skąd bez porywania mułów nie możemy dostać się do lekarza.
Odkrycie El Miradoru
El Mirador znajduje się w środku dżungli, z dala od właściwie wszystkiego. Nie dziwi więc to, że został ‘zauważony’ stosunkowo późno. Claudio Urrutia badając okolice natknął się na ruiny, ale nic z tą informacją nie zrobiono, aż do 1962, kiedy to Ian Graham tworzył mapę północnego Peten. Pierwsze szczegółowe badania rozpoczęto 16 lat później, a tak naprawdę, wykopaliska i prace konserwatorskie na większą skalę zaczął w 2003 Richard Hansen, który do dziś trzyma pieczę nad badaniami. Mimo, że prace ciągle trwają, nie wygląda to tak, że ekipa archeologów jest tam non stop. Z tego, co powiedział nam Rudi, spędzają oni max trzy miesiące w El Miradorze. Ponoć większość czasu zajmuje uzyskanie wszystkich potrzebnych pozwoleń. El Mirador znajduje się na terenie parku narodowego i badacze muszę mieć zgodę na wycięcie każdej jednej roślinki. Nie wiem do końca jak to działa, bo przy obozowisku, leśniczy ścinał drzewka jak popadnie, a niby też byliśmy na terenie parku. Mniejsza z tym, nie wnikam.
Historia
Miasto El Mirador najprawdopodniej powstało w VI wieku p.n.e. i rozwijało się intensywnie do I wieku n.e., kiedy to coś się stało i zostało opuszczone.
Naukowcy twierdzą, że Majowie wykorzystali wszystkie zasoby naturalne i musieli się przenieść. Po jakimś czasie ludzie wrócili do porzuconego miasta rozbudowując je w epoce późnego klasycyzmu.
Historia lubi się powtarzać. Około IX wieku zapewne znowu okolice miasta przestały być uprawialne, nie starczało wody może? Nie wiadomo dokładnie z jakiej przyczyny, wiadomo jednak, że w tym czasie nastąpił exodus z El Miradoru.
Centrum miasta zajmuje około 26 km2 powierzchni z kilkoma tysiącami budowli, w tym monumentalną architekturą o wysokości od 10 do 72 metrów.
Meritum postu. Co można zobaczyć na takiej wycieczce?
Od razu mówię, że archeologiem nie jestem i zwiedzając El Mirador większość rzeczy trzeba sobie wyobrazić, ale spróbuję Wam to przybliżyć.
Triady
W El Miradorze istnieje 35 struktur „triadycznych”, składających się z dużych platform zwieńczonych 3 piramidami. Najbardziej godne uwagi z takich struktur to trzy ogromne kompleksy; El Tigre, ma 55 metrów wysokości; piramida La Danta 72 metry wysokości od dna lasu, a biorąc pod uwagę jej całkowitą objętość (2 800 000 metrów3) jest jedną z największych piramid na świecie. Kiedy w obliczeniach uwzględni się dużą platformę, na której zbudowano świątynię (około 180 000 metrów kwadratowych), niektórzy archeolodzy uważają La Danta za jedną z największych starożytnych BUDOWLI na świecie. Również kompleks Los Monos jest bardzo duży (48 metrów wysokości), choć nie tak dobrze znany. Większość budowli była ozdobiona dużymi stiukowymi maskami przedstawiającymi bóstwa z mitologii Majów. Według archeologów miasto zostało zaplanowane od samego początku, a układ budynków związany był z układem słonecznym.
Sacbe
Dodatkową cechą El Mirador jest ilość i rozmiar sacbe (co w języku Majów oznacza „białą drogę”), utwardzanych traktów, wewnętrznie łączących ważne związki architektoniczne i zewnętrznie łączących liczne główne starożytne miasta w zagłębiu Mirador. Jak wyglądają sacbe? Są to wzniesione kamienne groble wznoszące się od 2 do 6 metrów ponad poziom otaczającego krajobrazu i mierzące od 20 do 50 metrów szerokości. Jeden sacbe łączy El Mirador z sąsiednim miastem Nakbe, oddalonym o około 12 km, a drugi łączy El Mirador z El Tintal, oddalonym o 20 km.
Stiuk
Innym aspektem, który mógł doprowadzić do upadku systemu, była erozja gleby spowodowana wylesianiem; drzewa palono w ramach procesu tworzenia stiuku. Majowie upodobali sobie tynkowanie budynków, domów, podłóg, a nawet ceramiki z warstwami tynku wapiennego. Tynk ten stworzył ładną gładką powierzchnię, która ułatwiała malowanie. Dzięki temu stiukowi Majowie stworzyli wiele zdumiewająco pięknych artefaktów, a także piramidy o gładkich ścianach i „utwardzone” drogi. Ale ciemniejsza strona tej produkcji wapna jest taka, że wymaga dużej ilości zielonego drewna. Archeolodzy obliczyli, że do wyprodukowania 1 tony cementu wapiennego potrzeba było 5 ton wapienia i 5 ton drewna.
Skutki wylesiania są oczywiste, szybka erozja gleby, coraz mniej upraw, głód, konieczność przeniesienia się.
Roślinki i zwierzątka
Sama okolice starożytnego miasta El Mirador jest unikatem na skalę światową. To istna arka bioróżnorodności z około 300 gatunkami drzew (wiele obwieszonych storczykami) i ponad 200 gatunkami zwierząt, od tapirów i krokodyli po pięć z sześciu kotów występujących w Gwatemali. W ciągu ostatnich kilku lat naukowcy po raz pierwszy odkryli w Gwatemali dwa gatunki ptaków — wilgę kapturową i gołębia karaibskiego — i odkryli dziewięć nieznanych wcześniej gatunków ciem. Wysiłki mające na celu zachowanie starożytnych ruin basenu El Miradoru idą w parze z zachowaniem jednego z żywych skarbów świata.
La Danta
Problem z La Dantą polega na tym, że jest tak porośnięta lasem, że pozostaje tylko wyobraźnia, aby zdać sobie sprawę z jej wielkości. Została ona zbudowana na trzech platformach.
Pierwsza to wysoka, zalesione platforma z ciętego kamienia i skalnego wypełnienia, która miała około 300 metrów szerokości i 600 długości.
Oblicza się, że na La Danta wydano aż 15 milionów osobodni pracy. Przeniesienie każdego bloku wymagało 12 mężczyzn – każdy waży około 250 kg… Wykopano dziewięć kamieniołomów, w których wycięto kamienie, jakieś 600 do 700 metrów od piramidy.
Kolejna platforma ma ponad 10 metrów wysokości i powierzchnię około czterech akrów. Szlak prowadzi do schodów, które wspinały się na trzecią, wysoką na 26 m platformę, która służyła jako podstawa triady imponującej piramidy centralnej otoczonej dwiema mniejszymi piramidami – budzący grozę widok z zawrotnymi schodami przecinającymi zachodnią ścianę.
Po raz trzeci w ciągu ostatnich trzech dni mieliśmy okazję podziwiać 360° widok na puszczę Peten. Czekaliśmy na zachód słońca, Paweł już nie miał siły, więc zostawiliśmy naszych młodych romantyków i powoli zaczęliśmy schodzić, platforma po platformie. Zrobiło się trochę strasznie, bo do obozowiska mieliśmy ponad dwa kilometry, a po zachodzie słońca, noc zmieniła tajemniczy las z ruinami Majów, w horrorów scenerię. Na szczęście nic na nas nie skoczyło, nie zaatakowało ani nie przestraszyło. Bezpiecznie dotarliśmy do obozu na kolację.
Inne zabytki
Musicie wiedzieć, że ilość ruin zwiedzanych w ciągu tych trzech dni jest ogromna. Dodać do tego niewyspanie, zmęczenie, głód, chorobę, próby odgonienia chmar komarów i macie totalny brak zapamiętanych informacji. Mi zostały wrażenia i szczepy wiadomości, które Rudi powtarzał po Hansenie, albo Gibsonie (Apocalyptyco).
To, co ja zapamiętałam to fryz z Akropolu. W miejscu, które miało służyć jako rezerwuar wodny, znaleziono dwa 26-metrowe rzeźbione panele stiukowe przedstawiające bohaterskich bliźniaków kosmologii Majów, Hunahpu i jego brata Xbalanque. Są głównymi bohaterami Popol Vuh, świętej księgi mitów, historii, tradycji i opowieści Majów o tym, jak powstał świat. Popol Vuh opowiada o perypetiach nadprzyrodzonych bliźniaków, którzy wskrzesili swojego ojca Hun-Hunahpu (który stracił głowę w grze w piłkę ze złymi panami podziemia). Fryz stiukowy przedstawia Hunahpu w nakryciu głowy jaguara pływającego z głową swojego ojca. Są to jedne z nielicznych odrestaurowanych fragmentów w El Mirador.
Drugie miejsce, które zapadło mi w pamięć, to La Muerta, o którą zahaczyliśmy czwartego dnia. Mogliśmy tam wejść do grobowca. Trochę musiałam powalczyć ze swoją klaustrofobią. I jak to w grobowcu, nie obyło się bez pająków i szczurów, więc w sumie było cooool.
Tu podaję kilka linków.
Pierwszy pomaga w wizualizacji skali tego miejsca:
https://fritzvoepel.net/rekonstruktion/el-mirador/
Drugi dostarcza więcej informacji archeologicznych o tym, co można zobaczyć w El Miradorze:
https://www.themayanruinswebsite.com/el-mirador.html
Podsumowanie
Nie do końca byliśmy zadowoleni z całej tej wycieczki. Cena do jakości, brak pomocy w przypadku choroby, atmosfera trochę w stylu my – Gwatemalczycy i wy-turyści, itp, itd.
Sam fakt, że Antonio, po naszym powrocie, nawet się nie spytał o nasze wrażenia, jak nam się podobało, czy wszystko było ok, świadczy o tym, że ma to w dupie. Nie jest ważne czy wszystko było ok, bo już zapłaciliśmy i nie jesteśmy do niczego potrzebni. Wycieczka jest na tyle niszowa, że nie potrzebują jakiś rekomendacji, polecajek, itp, bo i tak na pewno się ktoś znajdzie.
Warto było zobaczyć to wszystko, szkoda tylko ,że stały
za tym:narażanie i utrata zdrowia oraz niesolidność osób odpowiedzialnych za tę eskapadę.
Dobrze, że jaguarów nie spotkaliśmy, czy, że tarantule w toalecie były pokojowo nastawione 😉