Laguny i flamingi
REA
Ojoj, dużo tego. Od czego by tu zacząć? Jak mówił Kubuś Puchatek, od początku.
Tego dnia wjechaliśmy już na teren Narodowego Rezerwatu Fauny Andyjskiej Eduardo Avaroa (Reserva Nacional de Fauna Andina Eduardo Avaroa; REA). Jest to najczęściej odwiedzany obszar chroniony w Boliwii. Położony w południowym regionie Andów na wysokości od 4200 m do 5400 m, rozciąga się na obszarze ponad 700 tyś. hektarów i obejmuje Narodowy Rezerwat Przyrody Laguna Colorada. Teren rezerwatu zamieszkują dwie społeczności, Quetena Chico i Quetena Grande.
Opłaty
Koszt wstępu na teren rezerwatu nie jest wliczony w cenę wycieczki. W 2018 roku było to około 30 boliwianów (dla obywateli Boliwii) i 5 razy więcej dla cudzoziemców. Oprócz tego, wszystkie toalety też są płatne, między 5 a 10 boliwianów. Jak pisałam poprzednio, pan z biura podróży, poinformował nas o płatnym wstępie na teren REA, ale o toaletach nic nie wspominał. Powiedział nam też, że nie potrzebujemy żadnych pieniędzy, bo nie ma tam żadnych sklepów i że nie będziemy mogły tych pieniędzy nigdzie wymienić. Nieprawda, co do tego pierwszego, drugie nas nie dotyczyło, bo już po pierwszym dniu nie został nam ani jeden pieniądz boliwijski. Przy hostelu, w którym się zatrzymaliśmy drugiej nocy, był sklep. I pieniądze by się przydały na wino. Dobrze, że miałyśmy Grześka w naszej grupie. Morał taki, trochę grosza zawsze warto mieć.
Laguny
Lagun tutaj dostatek, od wyboru do koloru. Dosłownie. Laguna Błękitna, Żółta, Zielona, Biała, Czerwona, itd. Zaraz Wam pokażę zdjęcia i przyznam się szczerze, że rozszyfrowanie po latach, która była która, nie było łatwe i mogłam gdzieś się pomylić. Pamiętam, że jak jeździliśmy od jednej do drugiej, to kiedy Santos mówił, że ta to Biała, to mi się wydawała zielona, a jak pokazywał Zieloną to mi się wydawała bardziej niebieska, i tak w koło Macieju. Najważniejsze jest to, że kolor zależy od zawartości minerałów albo żyjątek. Lagunie Czerwonej (Colorada) kolor nadają glony, Zielonej – metale ciężkie, Białej – boraks, Żółtej – siarka.
Przy lagunach, szczególnie Hedionda i Czerwonej można poobserwować flamingi.
Jedna z największych lagun, Laguna Colorada, czyli Czerwona, leży na wysokości 4278 m i zajmuje powierzchnię 60 km². Jezioro jest bardzo płytkie, ma głębokość poniżej metra. Na nim żyje około 40 gatunków ptaków, m.in. flamingi krótkodziobe żywiące się glonami wystepującymi w lagunie.
Kamienne drzewo
Około 18 kilometrów na północ od Laguny Colorada znajduje się niezwykła formacja skalna wystająca z wydm Siloli, Árbol de Piedra. Nazwano ją „kamiennym drzewem”, ponieważ silny wiatr tak zdeformował skałę wapienną, że przypomina ona teraz karłowate drzewo.
Salvador Dali
Kolejnym skarbem, który można znaleźć na terenie Rezerwatu Eduardo Abaroa jest Pustynia Salvadora Dali. Znajduje się na średniej wysokości 4750 m n.p.m. i ma przybliżoną powierzchnię 110 km². Nazywa się tak, ponieważ przypomina niektóre pejzaże namalowane przez hiszpańskiego malarza Salvadora Dalí, chociaż sam artysta nigdy nie wiedział o istnieniu tego miejsca.
Wulkany i inne takie gejzery
Są tu też wulkany. Niektóre pięknie odbijają się w lagunach, tak jak na przykład wulkan Lincacabur. Na inne można się wspiąć podczas wycieczki, np. uśpiony wulkan Tunupa. Zależnie od pory roku u podnóża wulkanu można zobaczyć flamingi wyjadające mikroorganizmy z laguny.
Ostatniego dnia, wczesnym rankiem, mogliśmy jeszcze zobaczyć gejzer Sol de Manaña. Gejzer zwykle się odwiedza o wschodzie słońca. Niektórzy nawet przeskakiwali wylot gejzeru. Po tym widowisku był czas na ostatni, bardziej rekreacyjny, punkt wycieczki, gorące źródła. Cały czas było dość wcześnie, i ze względu na wysokość, raczej chłodno. Termas de Polques to gorące źródła z jednym basenem na zewnątrz, i o ile będąc w wodzie nie czuło się zimnego powietrza, tak dobiegnięcie do szatni i przebranie się, było dość orzeźwiające. W 2018 wstęp był bezpłatny, jedynie za toaletę trzeba było zapłacić (6 boliwianów, ZNOWU).
Zwięrzęta
Czas na zwierzęta. Zawsze marzyłam o zobaczeniu flamingów. Wyprawa na Uyuni pozwoliła mi spełnić to marzenie. Nie będzie tego widać na zdjęciach, nie mam teleobiektywu. Przy kilku lagunach mieliśmy okazję na długie obserwacje tych niesamowitych ptaków, ale ze względów oczywistych, nie można było podchodzić zbyt blisko.
Czerwonaki
Na terenie Rezerwatu Edwarda Avaroa można natrafić na trzy endemiczne gatunki flamingów.
My widzieliśmy dwa, czerwonaki (bo to druga polska nazwa flamingów) krótkodzioba i andyjskie.
Flaming krótkodzioby i flaming andyjski występują wysoko w Andach nie tylko na terenie Boliwii, ale też w Peru, Chilei Argentynie. Barwa piór, nóg i maski pochodzi z pożywienia bogatego w alfa i beta karotenoidy zawierające czerwony barwnik. Jak odróżnić te dwa gatunki? Upierzenie czerwonaka krótkodziobego jest bledsze od flaminga andyjskiego. Poza tym dziób flaminga krhótkodziobego, tak, zgadliście, jest krótki, ale oprócz tego ma on pomarańczowożółty kolor, tylko zakończenie nie dziobu jest czarne i do tego lekko zakrzywione. Flaming andyjski ma za to czarny dziób żółty u nasady. Kolor nóg też jest nieco inny, żółty u andyjskiego, a ceglasto pomarańczowe u krótkodziobego.
Niby niby
Poza flamingami, widzieliśmy też wiskaczę, takiego królika z długim kudłatym ogonem, oraz i tu znowu piękna polska nazwa, nibylisa andyjskiego (po hiszpansku, culpeo). Nibylis andyjski jest jednym z „fałszywych lisów” ponieważ, mimo że jest nazywany lisem, w systematyce taksonomicznej nie jest zaliczany do lisów, ale do psów. Komplikując to jeszcze bardziej, swoim zachowaniem nibylis przypomina bardziej kojoty i wilki.
I wiskacze i nibylis, na które natrafiliśmy podczas naszej ‘road trip’, były chyba trochę przez przewodników oswojone. Santos specjalnie zachował resztki kurczaka z obiadu, żeby zwabić do nas nibylisa. Mimo wszystko, ucieszyłyśmy się jak dzieci widząc te zwierzęta po raz pierwszy w życiu.
Wikunie
Przez całą drogę, gdzieś w dali, od czasu do czasu, mogliśmy też dojrzeć wikunie. Wikunie to z kolei coś pomiędzy alpaką a lamą. Jest jeszcze guanako. Hahaha. Dobra, to szybka ściąga. Lamy i alpaki są udomowione, przy czym lamy są większe. Wikunie i guanako żyją na wolności, i wikunie są mniejsze i lżejsze z tych dwóch gatunków.
Druga noc
Dobra, wymądrzyłam się strasznie. Teraz, wrażenia. Jak czytaliście wpis o La Paz, wiecie, że po lekturze opisów wyprawy po płaskowyżu boliwijskim, byłyśmy pewne, że potrzebujemy kaloszy. Nie potrzebowałyśmy, i dobrze, że w stolicy ich nie znalazłyśmy. Kolejną kwestią poruszaną w blogach, był nocleg drugiej nocy. Pisano, że warunki straszne, że jakiś hangar, że zimno, itp, itd. Dojechałyśmy na miejsce, wiadomo, luksusów nie było, ale miejsce było normalne. Dostaliśmy pokoje czteroosobowe, ale że nas była 6 to stwierdziliśmy, że żeby było sprawiedliwie, to rozdzielamy pokoje po równo. Trzy osoby na pokój. Strasznie się to nie spodobało naszej argentyńskiej parze, bo chcieli być sami w pokoju. Suma summarum, dokooptowaliśmy im Grzesia. Nie było tam ciepłej wody, ale co to zimny prysznic dla zucha. Przypominam, że byliśmy powyżej 4000 m, tak że ogólnie było dość zimowo tego lata. Ale, dało się przeżyć.
Jest zimno
Przy kolacji nawet Grzesiek uczył resztę ekipy jak wyrazić po polsku, że jest zimno. Patrz – krótki klip. Było wesoło. No i odkryliśmy warzywniak obok hostelu, nawet mieli wino, ale ani Ania ani ja nie miałyśmy już boliwianów. Z pomocą przyszedł Grzesiek, on wydał boliwiany, a my mu zrzutkę pięciu walut zrobiłyśmy. Starczyło na dwie butelki. Kolejny wieczór spędziliśmy w pięknych okolicznościach przyrody, w doborowym towarzystwie.
Oszukiści
Następnego dnia, po gejzerze, gorących źródłach, Białej i Zielonej Lagunie, pojechaliśmy na granicę. I wiecie jak to jest, człowiek całe życie się uczy i czasami coś go weźmie z zaskoczenia. Na granicy po stronie boliwiańykiej, w małej takie kanciapie, siedziało dwóch celników, jeden z nich taki chłop na schwał. Rozsiedli się tak, że miało się wrażenie, że zajmują więcej niż połowę małej budki. Wpuszczali do siebie ograniczoną liczbę turystów turami. No I tak nas zastraszyli, że musimy zapłacić za wyjazd z Boliwii, że im zapłaciliśmy, choć to było zwykłe oszustwo. Hmm, życie. Teraz wiem, że za wyjazd z Boliwii nie trzeba płacić, ale na przykład w Belize trzeba, i to nie jest żaden scam.
Następny przystanek? San Pedro de Atacama, czyli Chile do trzech razy sztuka.
A tu, krótka zajawka:
P.S. Zdjęcia i filmiki są autorstwa Any Barbary Dos i Matalaty
cudownie oraz interesująco!!!
Dzięki 🙂
Pięknie i interesująco
Dziękuję!