Nad gwatemalskim jeziorem
Dżungla męczy
Ta historia będzie kolejnym przykładem zderzenia oczekiwań z rzeczywistością. Zderzeniem bolesnym. Po pięciodniowej przygodzie w El Mirador chcieliśmy się zatrzymać na kilka dni w jednym miejscu i najzwyczajniej na świecie poleniuchować. Miało być miło, spokojnie, w przyjemnych okolicznościach przyrody i blisko do Flores.
El Remate wydawało się najlepszą opcją.
Kto by jednak przewidział, że przygoda skończy się chorobą i że zamiast nadjeziornego wypoczynku bardziej by się nam przydał pokój w mieście, z kuchnią, blisko szpitala, lekarza i aptek.
El Remate
Remate to oddalona o 30 km od Flores mała wioska, na wschodnim krańcu jeziora Peten Itza. Jest tu kilka sklepów, lokalna pizzeria (nie ma to jak gwatemalska pizza 😉 ) i lodziarnia (nie warto), restauracje i hotele. W samej wiosce jest też plaża publiczna, ale prawie każdy hotel nad jeziorem ma swój “kawałek” jeziora z małym podestem czy molo. Paweł mimo, że chory to i tak szukał kawiarni, no i nie znalazł. Całkiem przyjemnie było na kawie w Alice Guesthouse, hostelu na wzgórzu prowadzonym przez Francuzkę (kawa z włoskiej zapażarki). O kawie i swoich poszukiwaniach dobrego espresso doble to Paweł powinien pisać.
Szpital
Nasze urocze wakacje nad jeziorem zmieniły się na dochodzenie do siebie. Na coś, czego nikt sobie nie życzy i ma nadzieję, że nigdy się to nie zdarzy w czasie wakacji. Paweł tak się w tej dżungli rozchorował, że z Remate musieliśmy śmigać powrotem do Flores, do szpitala. Mieliśmy o tyle dużo szczęścia, że nasz Couchsurfingowy gospodarz, u którego się zatrzymaliśmy przed przygodą w dżungli, zawiózł nas do szpitala i pomógł w formalnościach na pogotowiu.
To musi być covid
Tłumaczyliśmy, że wróciliśmy z dżungli, że pełno insektów było, że woda niepewna. Patrzyli na nas z politowaniem, ehh, gringos, zawsze przesadzają. Kazali nam usiąść w poczekalni. Nasiedzieliśmy się tam trochę, tylko po to, żeby zrobili Pawłowi test na Covida i pani doktor była bardzo niezadowolona, że wyszedł negatywny. Na nic nasze prośby, żeby zrobili mu jakieś badania na choroby przenoszone przez komary. Nic. Dostaliśmy receptę na paracetamol i elektrolity. Pani doktor jeszcze powiedziała, że jak się pogorszy, to mamy wrócić. Tak nawiasem mówiąc, to służba zdrowia w Gwatemali jest bezpłatna, co oznacza, że jak coś się nie daj boże stanie, to można spokojnie udać się na pogotowie.
Do szpitala po paracetamol
Nastroje mieliśmy takie …, możecie sobie wyobrazić. W aptece okazało się, że paracetamol jest tu jakimś luksusowym lekiem (60 zł za 10 tabletek), elektrolity też, więc kupiliśmy tylko dwie butelki, a nie 30, jak zalecała pani lekarka. Zrezygnowani ruszyliśmy w kierunku dworca autobusowego. Tylko wyszliśmy to się rozpadało. Po kilku próbach udało nam się zatrzymać tuk-tuka, którego kierowca nie chciał trzy razy więcej niż powinien; zrobiliśmy jakieś zakupy (nie ma to jak supermarkety, w których są wywieszone ceny) i wróciliśmy do Remate.
My chcemy rosół!
W miasteczku jest dużo różnych noclegów, i pewnie jakieś mają kuchnię dla gości, ale niestety nasz nie miał. Restauracje, zazwyczaj przy hotelach, oferują mniej więcej to samo, wszystkie o conajmniej 20% więcej niż w Santa Elena. Dobrze, że mieliśmy chociaż śniadania, ale jeśli myślicie, że są takie dania, których nie sposób zepsuć, to się mylicie. Laski w naszym, hmm to nie był nawet hotel, ale mniejsza z tym, w naszym ośrodku, potrafiły talerz owoców, ba, wrzącą wodę nawet spieprzyć. Tak że nasza dieta przez ten tydzień opierała się na prowiancie suchym, Pawła z resztą trzeba było zmuszać do jedzenia.
Nie tak źle
Paracetamol działał, ale tylko na kilka godzin. Pacjent nie wyraził zgody na powtórzenie wizyty w szpitalu. Twierdził, że sen jest najlepszym lekiem. Kiedy gorączka ustępowała, szliśmy na spacer. Z hotelu mieliśmy ponad kilometr do miasteczka. Droga nad jeziorem, spokojna, w towarzystwie rechoczących żab. Na dłuższe wędrówki nie mieliśmy sił, ale widok wody z jednej strony (woda przyjemnie ciepła i na oko czyściejsza niż we Flores), gęsty deszczowy las z drugiej wystarczał i pomagał się choć trochę zrelaksować. Mówiono nam, że w jeziorze żyją też krokodyle i że jak już się pojawiają, to właśnie w okolicach El Remate. Niestety, żadnego nie widzieliśmy.
Bliżej
Pomijając samo jezioro, leniuchowanie na hamaku na molo czy wejście na Cerro Cali, jedną z tych rzeczy, które wygodniej zrobić z El Remate niż z Flores, to wycieczka do Tikal. Dlaczego? Z tego prostego względu, że jest bliżej. Autobus z El Remate do Tikalu kosztuje 25Q, rozkład jazdy można znaleźć na dworcu autobusowym we Flores (mam jeszcze ich whatsappa, jakby ktoś chciał). Jeżdżą tak co dwie godziny (ostatni bus około 4). Wycieczkę odkładaliśmy z dnia na dzień, czekając, kiedy Paweł się lepiej poczuje. Nie było wielkiej poprawy, ale zbliżał się koniec naszego pobytu w Gwatemali. Nie mając większego wyboru, pojechaliśmy tam dzień przed wyjazdem do Belize.
Nasze wrażenia z Tikalu? O tym następnym razem.
Pieknie wyrazone emocje , wielkim sercem pisane:)
Najważniejsze, że wyzdrowiałeś!
Bardzo przykro, że choroba dopadła, też miałam tutaj podobny epizod..wiadomo, wtedy nic człowieka nie cieszy. Chciałam tylko napisać a propos El Remate, że ktoś kto wejdzie na Wasz blog, raczej nie będzie chciał się tutaj zatrzymac, a szkoda. Wszystko zależy od nastawienia i tego czego dany czlowiek szuka. Mieszkam tutaj od miesiąca i jestem zachwycona ludźmi, przyroda, niesamowitym, czystym jeziorem, bliskością ruin Majów (nie tylko Tikal!), codziennymi zajęciami Qi Gong o zachodzie słońca, totalnym spokojem i powolnym życiem. Myślę, że przez chorobę Wasz odbiór na pozostałe rzeczy mógł być bardziej negatywny.
Dziękuję bardzo za komentarz i cieszę się, że jesteś zadowolona z pobytu w El Remate. Blogi mają to do siebie, że są bardzo subiektywne i staram się to zaznaczać, że to, co piszę, to tylko nasze wrażenia, a nie próba obiektywnej oceny danego miejsca. Każdy szuka czegoś innego, ma inne potrzeby, inne rzeczy są dla niego ważne. Tak, jak pisałyśmy, i Ty, i ja, choroba utrudnia skupienie się na pozytywach. A na pozytywną nutę, daleko mi od bycia infuencerką, haha, tak że nie martw się, raczej nikogo nie zniechęcę (i nigdy to nie było moim założeniem) do odwiedzenia El Remate. Pozdrawiam serdecznie 🙂