Menu
Matalata
  • Blog
  • Kategorie
    • Afryka
      • Maroko
    • Ameryka Środkowa
      • Belize
      • Gwatemala
    • Ameryka Południowa
      • Boliwia
      • Chile
      • Kolumbia
      • Peru
    • Ameryka Północna
      • Dominikana
      • Kanada
      • Kuba
      • Meksyk
    • Australia i Oceania
      • Australia
      • Nowa Zelandia
      • Vanuatu
    • Azja
      • Chiny
      • Indonezja
    • Europa
      • Wielka Brytania
    • Film
    • Życie w podróży
  • Współpraca
  • Kontakt
Matalata
La Paz

La Paz

Posted on January 26, 2018March 16, 2025

czy na pewno?

Rozentuzjazmowane udanym pobytem w Copacabanie, pojechałyśmy do La Paz. Kolejna podróż autokarem, tym razem krótsza. Szerokość ulic La Paz, sprawiała, że najdłużej trwał odcinek od rogatek do centrum miasta. Nie zraziłyśmy się. Na La Paz miałyśmy motyw przewodni, znaleźć kalosze na wycieczkę do Uyuni. Przeczytałyśmy, że w porze deszczowej na pewno będzie tam sporo wody i sól zniszczy każdy rodzaj obuwia, więc najlepiej mieć gumiaki, których nie żal. Jak widzicie, nie miałyśmy zbyt wielkich oczekiwań co do tego miasta. Ale…

Uwaga! Nie będzie “ładnych” zdjęć!

Zaraz po zameldowaniu w hotelu, wybrałyśmy się na miasto, żeby zrobić rekonesans w biurach podróży. W sumie nie spędziłyśmy dużo czasu, bo w pierwszym, do którego weszłyśmy, dostałyśmy na tyle dobrą ofertę, że się zgodziłyśmy. Już dokładnie nie pamiętam ceny, ale nie zapłaciłyśmy dużo więcej niż za Machu Picchu, co biorąc pod uwagę, że wyprawa do Uyuni trwała dwa dni więcej, wydawało się super okazją. 

Mercado de las brujas

Kaloszy nie noszę

Pozostała tylko sprawa kaloszy, no i zwiedzanie miasta. Z tymi kaloszami, to po pierwszej wizycie w obuwniczym, zdałyśmy sobie sprawę, że lekko nie będzie. Ale na mapach znalazłyśmy wszystkie możliwe sklepy z butami, i przy okazji poznawania centrum La Paz, wchodziłyśmy do każdego, tylko po to, by zobaczyć zdziwioną, śmiejącą się czy znudzoną twarz sprzedawców mówiących za każdym razem, Nie, nie mamy.

Szał zwiedzania

Co do zwiedzania miasta. Szybko zobaczyłyśmy to, co było polecane, czyli Plazę Murillo, bazylikę Św. Franciszka i bazar czarownic.

Bazar i cholitas

Plaza Murillo

Plaza Murillo to taki nasz rynek główny, czy stary, tutaj otoczony budynkami rządowymi, w tym pałacem prezydenckim, oraz katedrą. Przez trzy wieki nazywał się Rynkiem Głównym, ale od 1902 przechrzczono go na rynek Murilla ku pamięci Pedra Murilla bohatera walczącego o niepodległość Boliwii. Plaza Murillo, tak zresztą jak wszystko, co widziałyśmy przed i prawie wszystko, co zobaczyłyśmy potem, wiał szarością i smutkiem. Nie wiem, może pogoda też nas dobijała. Czułam się jak pod koniec lat 80-tych w Polsce, ponuro, brudnawo, smutno i pełno bestialskich gołębi.

Gołębie na starym rynku

Zawsze się znajdzie jakiś kościół

Co powiedzieć o bazylice? Hmm, powiem wam, że ta wszechobecna szarzyzna i ponura atmosfera dawała nam się we znaki i nawet Święty Franciszek temu nie pomógł. Wino też nie. Ale, co ciekawe, bazylikę zaczęto budować rok przed założeniem La Paz. W 1548. 60 lat póżniej konstrukcja nie wytrzymała ciężaru śniegu i trzeba było poczekać 170 lat, żeby znów móc się cieszyć przybytkiem Franciszka. Amatorów sztuki sakralnej bazylika może zainteresować dzięki połączeniu typowej chrześcijańskiej sztuki z wpływami boliwiańykiej sztuki ludowej.

Okolice Bazyliki Św. Franciszka

“Bo takie właśnie są ulice mego miasta”

Polecana jest też uliczka Calle Jean, że niby jest najpiękniejszym przykładem kolonialnej ulicy w La Paz, wąska z kolorowymi domkami z XVI wieku oraz Mercado de las Brujas, czyli rynek czarownic, gdzie można zobaczyć i kupić przedziwne i koszmarne rzeczy, ale jak Wam wspomniałam wcześniej. Tego dnia nic nas jakoś nie mogło ucieszyć, czy nawet sprawić, że popatrzyliśmy na coś z uśmiechem. La Paz było tak różne od Copacabany, co jest rzeczą oczywistą, nie można porównać Warszawy do Swornych Gaci, ja to rozumiem. Jednak ta jakaś wszechobecna beznadzieja bila po oczach. 

Ulice La Paz

Jedzenie uliczne

Kaloszy tego dnia nie znalazłyśmy, jedzenia ulicznego tak jak jest pokazane w netflixowskiej serii Street Food też nie widziałyśmy, w jakieś dziwnej hamburgerowni jadłyśmy i jedno, co pozytywne – znalazłyśmy wino. Na wino, pierwsze, poszłyśmy do jakiegoś przybytku, co wyglądał ładnie. Nasza frustracja sięgała zenitu i chyba potrzebowałyśmy choć maleńkiego elementu co najmniej neutralnego estetycznie. I w tym miejscu zrobiłam dwa ze wszystkich aż trzech zdjęć, które zrobiłam w La Paz.

Przypadkowe miejsce, które nie było szare i smutne

Nadzieja umiera ostatnia

Kladłyśmy się spać z myślą, że nazajutrz na pewno znajdziemy jakieś miłe miejsca, coś co nas zauroczy, spodoba nam się, o czym będziemy chciały rozmawiać czy opowiadać rodzinie, czy wspominać, że widziałyśmy, byłyśmy, posmakowałyśmy czy zrobiłyśmy. Nowy dzień miał przynieść coś dobrego.

Nie lubię psa, który na mnie szczeka

No i nie, nie przyniósł. Zrobiłyśmy sobie kawę, prosząc typków zza recepcyjnej lady o podgrzanie wody. Coś tam zjadłyśmy i ja z kawą w ręku i telefonem, wyszłam na zewnątrz zapalić. Zaczęłam komuś opowiadać, jak to tutaj u nas w La Paz. Wejście do hotelu znajdowało się w wąskiej uliczce , a po przeciwnej stronie, nieco z boku były drzwi do kamienicy. Kawa w jednej ręce, fajka i telefon w drugiej, zaciągam się i nagrywam wiadomości. Nagle z kamienicy wychodzi młody chłopak z rowerem, a za nim dwa psy. Duże. Te, widząc mnie, jak nie zaczną szczekać, szczerzyć kły, ujadać i hop z zębiskami na mnie. Ja przerażona, toż nic im nie zrobiłam, nawet się na nie nie popatrzyłam, a jeden z nich mnie ugryzł. Krzyczałam w niebogłosy, aż w końcu pan z recepcji zechciał wyjść na zewnątrz, żeby zobaczyć co się dzieje. Pomógł mi i odpędził psy. No tak, zamiast Mi Teleferico, czyli spektakularnej przejażdżki kolejkami liniowymi, żeby podziwiać La Paz z góry, czekała nas wizyta w szpitalu i pierwszy kontakt z policją turystyczną.

W szpitalu

Mój hiszpański jest dobry na tyle, żeby zamówić piwo, a nie, żeby doktorowi opowiadać moją historię szczepień. Tej na wściekliznę nie mam do dziś, więc pół dnia czekaliśmy, aż policja turystyczna znajdzie właściciela psa, żeby wiedzieć czy wystarczy antybiotyk, czy jednak będzie potrzebna seria zastrzyków przeciw wściekliźnie. Po godzinach oczekiwania, znalazła się właścicielka. Okazało się, że dwa monstra były szczepione, a że dalej są wściekle to już nieważne. Zapłaciła za moją wizytę i leki. Miałam szczęście. Jednak La Paz stracił u mnie jakąkolwiek szansę na polubienie go.

Wyjedźmy już stąd!!!

Wizja czterodniowej wycieczki na zupełne odludzie też zaczęła mnie bardziej martwić niż cieszyć. No bo, co zrobić jak nagle się poczuję źle, a tutaj żadnego lekarza. Co widziałyśmy w jednej ze stolic Boliwii po ugryzieniu psa, szczerze powiem, nie pamiętam. Pamiętam tylko wyjazd z tego miasta i to, że wieczorem, z góry, wyglądało naprawdę imponująco. Czas na Uyuni.

P.S

Wszystkie zdjęcia oprócz dziwnego sufitu z czerwonymi spódniczkami są autorstwa Any Barbary Dos 🙂

I… cholitas. Na kilku zdjęciach w tym poście i we wcześniejszym z Copacabany możecie zobaczyć panie ubrane z dość obszerne spódnice, z pięknymi czarnymi warkoczami i śmiesznym kapelusikiem na głowie. To są cholitas. ale to zupełnie inna historia.

Next
Previous

Podobało Ci się? Prześlij dalej:

  • Click to share on Facebook (Opens in new window) Facebook
  • Click to email a link to a friend (Opens in new window) Email
  • Click to share on LinkedIn (Opens in new window) LinkedIn
  • Click to share on WhatsApp (Opens in new window) WhatsApp

Like this:

Like Loading...

Mogą Cię zainteresować:

4 thoughts on “La Paz”

  1. Renata says:
    September 20, 2022 at 5:28 pm

    Przykro mi Martusiu,że spotkała Cię niemiła przygoda z psem i także to ,że La Paz nie okazało się takim jak tego oczekiwałaś.Jedynym pozytywem tej podróży jest fakt ,że podczas opuszczania tego miasta był widok z lotu ptaka i on był wspaniały.

    Reply
    1. laskowska.marta says:
      September 20, 2022 at 8:37 pm

      Myślę, ze jak w ciągu obecnej podróży dotrzemy do La Paz, to będziemy już wiedzieć, czego i gdzie szukać. Mamy też chińskie urządzenie odstraszające psy ;D

      Reply
  2. Pingback: Antofagasta - Matalata
  3. Pingback: Salar de Uyuni - Matalata

Leave a Reply to laskowska.marta Cancel reply

Skomentuj

Your email address will not be published. Required fields are marked *

  • Facebook
  • Instagram
  • YouTube

Znajdź mnie:

Wpisy chronologicznie

  • Casa Seibel

    Casa Seibel

  • Nie samym Acatenango Gwatemala stoi

    Nie samym Acatenango Gwatemala stoi

  • Cerro Baúl - płuca Xeli?

    Cerro Baúl - płuca Xeli?

  • Hiszpański w Xeli

    Hiszpański w Xeli

  • Laguna Chicabal

    Laguna Chicabal

  • Nawet Xela ma swój Irish Pub

    Nawet Xela ma swój Irish Pub

  • Odpustowa Xela

    Odpustowa Xela

  • Teatro Municipal de Quetzaltenango

    Teatro Municipal de Quetzaltenango

  • Xela - jak dojechać?

    Xela - jak dojechać?

  • Xela - Quetzaltenango

    Xela - Quetzaltenango

  • Powrót do Gwatemali

    Powrót do Gwatemali

  • Tapachula - miasto więzienie?

    Tapachula - miasto więzienie?

  • CaSa, Centro de las Artes de San Agustín Etla

    CaSa, Centro de las Artes de San Agustín Etla

  • Mitla

    Mitla

  • Dia de los Muertos w Xeli

    Dia de los Muertos w Xeli

  • Matalata w Aguas Amargas
    Aguas Amargas
  • Anning gorące źródła
    Anning
  • Mano del Desierto
    Antofagasta
  • Brystol Badminton
    Brystol
  • recepcja
    Casa Seibel
  • CaSa Centro de las artes san Agustin, Etla Oaxaca
    CaSa, Centro de las Artes de San Agustín Etla
  • Widok z Cerro Baul, Xela, Gwatemala
    Cerro Baúl – płuca Xeli?
  • Cerro Quemado
    Cerro Quemado
  • Chichen Itza
    Chichen Itza
  • Kunming widok z balkonu
    Chiny – początek
  • Arena Pepe Cisneros, wejście
    Co robią dzieci w niedzielny wieczór?
  • Co się wydarzyło na dworcu w Santa Clara?
  • 2025 (14)
  • 2024 (5)
  • 2023 (3)
  • 2022 (34)
  • 2021 (2)
  • 2020 (22)
  • 2019 (13)
  • 2018 (13)
  • 2017 (5)
  • 2016 (2)
  • 2013 (2)

©2025 Matalata | WordPress Theme by Superb WordPress Themes
 

Loading Comments...
 

    %d